2020-07-09
Dziękuję za to, co już dostałem
Dziś będzie mniej o piłce, bo przeczytałem wywiad, w którym piłka jest tylko tłem. Dlatego czasami warto się zastanowić co jest od niej znacznie ważniejsze.
Mowa o wywiadzie wywiadzie z Tadeuszem Pawłowskim. Dla kibiców we Wrocławiu jest legendą miejscowego Śląska. Po zakończeniu kariery pracował w tym klubie jako trener pełniąc różne funkcje. Choć od lat mieszka głównie w Austrii, co stanowi jeszcze konsekwencję jego występów w miejscowej lidze przed wieloma laty.
Pawłowskiemu przedstawił mnie kiedyś Władek Żmuda. Kumplują się od dziesięcioleci. Jeśli dobrze pamiętam, poznali się w reprezentacji Polski juniorów, potem mieli grać razem w Zagłębiu Wałbrzych, do czego ostatecznie nie doszło. Spotkali się dopiero w Śląsku.
Zapamiętałem Pawłowskiego jako człowieka niezwykle pogodnego, z którego emanuje pozytywna energia. A przecież patrząc na niego wiedziałem, że łatwego życia nie miał i nie ma. I we wspomnianym wywiadzie są tego bolesne dowody. Dziennikarz przytacza przypowieść o Hiobie (za: przegladsportowy.pl):
„Bóg chciał go doświadczyć, więc zesłał na niego wielkie cierpienia i Hiob stracił niemal wszystko. Pana też Bóg mocno doświadczył: ma pan chore dziecko [od lat jest sparaliżowany po pęknięciu tętniaka], drugi syn przegrał walkę z rakiem, a teraz żona leczy się onkologicznie. Nigdy nie miał pan żalu do losu albo Boga?”
Pawłowski odpowiada:
„Nie licząc chwil, gdy modliliśmy się o to, by Piotr przeżył, nigdy nie prosiłem Boga, by coś mi dał, raczej dziękuję mu za to, co już dostałem. Nieraz przychodzą myśli, dlaczego pewne rzeczy ułożyły się tak, a nie inaczej, ale nie wolno się nad sobą użalać, trzeba walczyć i myśleć pozytywnie. Prócz negatywnych chwil, przeżyliśmy też wiele fajnych momentów. Osoby, które bardzo cierpią, rzadko widzi się na ulicy, ale ja jako ekstraklasowy trener i osoba rozpoznawalna we Wrocławiu czasem odwiedzałem szpitale i miałem kontakt z nieuleczalnie chorymi dziećmi. Dopiero kiedy jest się na takim oddziale, widzi się, jak wielu ludzi dotyka wielka krzywda. Od małego muszą walczyć i zdarza się, że tę walkę przegrywają. Bywałem zresztą nie tylko w szpitalach, ale na prośbę kibiców odwiedziłem też m.in. więzienie. Rozmawiałem z ludźmi, którzy tak pokierowali swoim życiem, że teraz odsiadują długie wyroki. Kontakt z nimi też był dla mnie nauką i czasem refleksji. Jak przed świętami życzyć komuś wesołych świąt i rodzinnego szczęścia, skoro siedzi za kratkami?”
Życiowe doświadczenia i przemyślenia Pawłowskiego powinny być okazją do refleksji dla wszystkich, szczególnie tych, którym się wydaje, że świat zaczyna się i kończy na piłce, że nie ma większej tragedii niż porażka ulubionej drużyny.
Warto sobie uświadomić, że każdy zawodnik czy trener, to przede wszystkim człowiek, który może mieć ogromne problemy poza boiskiem. Choć zdaję sobie sprawę, że coraz trudniej o takie refleksje we współczesnych mediach tabloidyzujących się na potęgę i zalewanych niestety głupotami w stylu: „Dziewczyna gwiazdy [tu nazwa klubu, nazwisko] wrzuciła zdjęcie, na którym pokazała nogi”...
A Tadeuszowi Pawłowskiemu życzę, by nadal zarażał otoczenie pozytywną energią, która z niego bije.
▬ ▬ ● ▬