Dzień pamięci ze smutną refleksją

Fot. Trafnie.eu

Pierwszy listopada to czas wspomnień. Przywołujemy z pamięci tych, którzy odeszli w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Byli wśród nich i piłkarze.

Najsłynniejszym pozostaje oczywiście Johan Cruijff. Gdy zmarł w marcu, poczułem, jakbym niedawno oglądał go w akcji. A przecież na żywo jako piłkarza nie widziałem go nigdy. Paradoksalnie widziałem za to z bliska jedną z jego największych, o ile nie największą, klęskę już jako trenera. W 1994 roku AC Milan zmiażdżył w finale Ligi Mistrzów w Atenach Barcelonę wygrywając aż 4:0.

W obu rolach, piłkarza i trenera, przeszedł do historii jako wybitna postać. Z całą pewnością pozostanie na zawsze jedną z największych osobowości w historii futbolu. Jego pierwszym wielkim celebrytą, który odcisnął ogromne piętno na tej dyscyplinie na boisku i poza nim.

Dziwne odczucia związane z Cruijffem, jakbym niedawno oglądał jego mecze, wzięły się stąd, że przed kilkoma laty miałem szczęście odbyć niezwykłą wycieczkę po Amsterdamie. Mój przyjaciel David Endt pokazał mi miejsca związane z Cruijffem – jego rodzinny dom w dzielnicy Betondorp, bramę wjazdową na ulicy Akkerstraat, w której uczył się kopać piłkę i piłkarskie osiedle zbudowane na miejscu dawnego stadionu De Meer.

Ponieważ David potrafi niezwykle barwnie opowiadać (napisał kilka książek o ukochanym Ajaksie), więc tę wycieczkę ciągle mam świeżo w pamięci. Dlatego gdy w marcu dowiedziałem się, że Cruijff przegrał niestety walkę z rakiem, wspomnienia natychmiast wróciły w zdwojonej formie. Z okazji Święta Zmarłych wróciły ponownie.

Analizując najgorszy rodzaj piłkarskich informacji z ostatnich dwunastu miesięcy stwierdziłem ze zgrozą, że kolejni zawodnicy umierają na boisku! Z reguły są wręcz anonimowi. Bo co piłkarskiemu kibicowi mówią takie nazwiska - Patrick Ekeng, Bernardo Ribeiro czy Michael Favre? Ten pierwszy, Kameruńczyk, występował w Dinamie Bukareszt, ale trudno powiedzieć, by był znanym w Europie zawodnikiem. Dwaj pozostali grali w niższych ligach w Argentynie i Brazylii. Wszystkich połączyła śmierć na murawie.

Favre podczas walki o piłkę został uderzony w głowę kolanem przez rywala. Po chwili otrzymał cios łokciem od drugiego zawodnika. Nieszczęsne starcia nie wydawały się aż tak druzgocące. Favre po pierwszym uderzeniu jeszcze się podniósł. Próbował też po drugim, ale już nie dał rady…

Ekeng i Ribeiro nagle zasłabli podczas gry. Takich przypadków w ostatnich latach było niestety wiele. Zawodnik przez nikogo nie atakowany osuwa się na murawę. Nawet szybka próba reanimacji na niewiele się zdaje, skoro serce odmawia posłuszeństwa i następuje zgon.

Czytałem kiedyś wypowiedź lekarza specjalisty, który tłumaczył, że mimo obowiązkowych okresowych badań piłkarzy nie ma szans, by udało się zapobiec podobnym przypadkom. Choćby dlatego, że wszystkich ukrytych wad serca wykryć się nie da. Dlatego niestety nie da się też wykluczyć w najbliższym czasie kolejnych tragicznych informacji o zgonach piłkarzy podczas meczów…

▬ ▬ ● ▬