2018-01-02
Efektywność, odwaga i coś jeszcze
Po kilku tygodniach bombardowania mnie różnymi podsumowaniami i wynikami plebiscytów postanowiłem przedstawić własne zestawienie.
Najpierw wyjaśnienie. Tekst, razem z drugim, miał zostać opublikowany pod koniec ubiegłego tygodnia jako podsumowanie 2017 roku. Nagła śmierć Staśka Terleckiego sprawiła, że ten temat był oczywiście ważniejszy. Dlatego dopiero teraz, z lekkim poślizgiem, mój mocno subiektywny ranking tych, zasługujących na wyróżnienie w polskiej piłce.
Arka Gdynia za efektywność. Finał Pucharu Polski z jej udziałem był jednym z najbardziej emocjonujących w całej historii rozgrywek. Leszek Ojrzyński zrobił to, czego wymaga się od trenera – prawidłowo ocenił możliwości obu drużyn i obrał optymalną taktykę dla swojej. To nie był przypadek, że zwycięskie bramki dla Arki zdobyli w dogrywce dwaj zawodnicy, którzy weszli na zmiany, co pozwoliło skazywanej na porażkę drużynie pokonać faworyzowanego Lecha.
I jeszcze Ojrzyński pokazał, że jest facetem z jajami i zamiast pysznić się samolubnie sukcesem, nie zapomniał o poprzednim trenerze Grzegorzu Nicińskim, który przecież doprowadził drużynę do finału.
A potem Arka zdobyła także Superpuchar Polski ogrywając w karnych Legię na jej stadionie. Dwa trofea w jednym roku, czyli o sto procent więcej niż klub zdobył wcześniej od początku istnienia!
Że Arka gra często siermiężnie i zęby bolą od patrzenia na nią, to wiadomo. Czyli co, miałaby grać pięknie i dostawać w plecy po 0:5 w każdym meczu? Gra, jak może. Wyszła z długów i pozbierała skład na miarę finansowych możliwości, praktycznie bez żadnych transferów. I jest przy tym do bólu efektywna. A właśnie efektywność stanowi podstawowy czynnik decydujący o odnoszeniu sukcesu w piłce. Dlatego doceńcie Arkę.
I doceńcie rolę nie tylko jej trenera, ale też i dyrektora sportowego. Pełniący tę funkcję Edward Klejndinst podobnie jak Ojrzyńskiego nie zabiega na siłę o popularność, nie jest pupilkiem mediów. Ale to za jego kadencji drużyna wróciła do Ekstraklasy, zdobyła dwa trofea i przezimuje na pozycji w grupie mistrzowskiej.
Teraz Marcin Brosz zasługujący na wyróżnienie za odwagę. Doprecyzuję – za odwagę w podejmowaniu decyzji w drugiej połowie (jeszcze!) 2016 roku. Jej efekty mogliśmy oglądać dopiero w roku następnym. Otóż Brosz zdecydował się na początku ubiegłego sezonu na totalne przemeblowanie drużyny. Pozbył się kilku starszych zawodników, stawiając za młodziaków. To był projekt ogromnego ryzyka, którego najczęściej trenerzy nie mają odwagi podjąć. On miał i miał też sporo trudnych chwil na wiosnę, aż pod koniec sezonu wszystko zaczęło się układać wręcz koncertowo. Prawie niemożliwy powrót do Ekstraklasy stał się faktem.
Na jesieni wszyscy zachwycali się Górnikiem Zabrze. Zawodnicy dotarli się i bez żadnego ciśnienia zaczęli punktować tych teoretycznie lepszych. Wyniki były konsekwencją tego, co drużyna i jej trener przeszli w poprzednim sezonie.
Jak to się skończy dla Górnika? Nie wiem. Życzyłbym mu tytułu mistrzowskiego, choć nie wiem też, czy ma drużynę zdolną cel osiągnąć. Wiem za to, że jest to drużyna Brosza. On ją zmontował i dzięki jego odwadze sprzed roku zajmuje dziś miejsce w czubie Ekstraklasy.
I na koniec Dawid Kownacki wyróżniany za to, że wreszcie zmądrzał. Był jednym z tych, którzy irytowali mnie najbardziej. Smarkacz pyskujący na lewo i prawo, a przy tym katujący sam siebie na boisku toksycznymi reakcjami po niewykorzystanych sytuacjach.
Obejrzałem go niedawno w meczu Sampdorii Genua, posłuchałem co mówi. Inny chłopak! Po pierwsze musiał schudnąć, bo ma zdecydowanie lepszą sylwetkę. Nie próbuje też być mądrzejszy niż jest. Nawet jak wchodzi na ogony stara się maksymalnie je wykorzystywać. Nie kwęka, tylko cierpliwie czeka na swoją szansę i zapieprza na treningach, by tej szansie pomóc. I nawet grając po kilka minut zdobył kilka bramek.
Tak jak byłem mocno sceptyczny, z opisanych wyżej powodów, co do jego transferu do Sampdorii, tak teraz będę bez irytacji, za to z wielką uwagą śledził rozwój jego kariery. I chciałbym, żeby klub z Genui był w niej dopiero początkowym etapem, a nie szczytem możliwości.
▬ ▬ ● ▬