Fajnie było dożyć czasów...

Fot. Trafnie.eu

Dwa najważniejsze wydarzenia kończącego się tygodnia nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Z jednej strony to dobrze, z drugiej wręcz odwrotnie.

Robert Lewandowski zdobył w sobotę bramkę w Bundeslidze w wyjazdowym meczu Bayernu Monachium z Paderborn. To już nie jest informacja, przynajmniej według starej dziennikarskiej zasady, niestety dawno zapomnianej. A brzmiała ona tak – gdy pies pogryzie człowieka, to nie jest żadna informacja. Informacja jest wtedy, gdy człowiek pogryzie psa!

Bramki zdobywane przez Lewandowskiego nie robią już na mnie, na innych chyba też, żadnego wrażenia. Nawet ta ostatnia, która była dziesiątą w Bundeslidze w tym sezonie i okazała się rekordową. Jeszcze nikt nie zdobył tylu w pierwszych sześciu kolejkach rozgrywek. Nawet sławny Gerd Müller, też kiedyś występujący w Bayernie.

Był maszyną do strzelania bramek, więc stał się legendą. Wydawało się, że jego rekordy są nie do ruszenia. Szczególnie ten z sezonu 1971–72, gdy zdobył w Bundeslidze 40 bramek! Aż pojawił się Lewandowski...

Jeszcze w ubiegłym sezonie nikt rozsądny nie dawał wiary, że może ten rekord pobić. Dziś już chyba rozsądek nakazuje wstrzymać się z podobnymi opiniami. Bo nowa maszyna do strzelania bramek nabrała na początku sezonu takiego rozpędu, że jeśli utrzyma tempo, wszystko jest możliwe.

Nie wiem czy Lewandowski pobije rekord Müllera. Wiem za to, że fajnie było dożyć czasów, gdy polski napastnik jest piłkarzem światowej klasy i gdy oglądam niemiecką telewizję niemal w każdej rozmowie o Bundeslidze pojawia się także on. A trener, nie pamiętam już której drużyny, na pytanie o jej słabą skuteczność odpowiada:

„Gdybym miał Lewandowskiego, ale nie mam”.

Drugie ważne wydarzenie tygodnia w brutalny sposób sprowadziło mnie na ziemię. W Lublanie obradował Komitet Wykonawczy UEFA, który oficjalnie przyklepał powstanie nowych klubowych rozgrywek europejskich. Ruszą od sezonu 2021/22 i będą się nazywały Europa Conference League.

To w praktyce trzecia liga europejska. Wymyślono ją po to, by słabeusze nie pałętali się w dwóch pierwszych, Champions League i Europa League, więc trzeba było dać im coś na pocieszenie.

Śmieszą mnie stwierdzenia, że nowe rozgrywki stanowią szansę dla polskich drużyn. Jaką szansę? Raczej dowód ich totalnej degradacji w ostatnich latach. Polska jest tak nisko w rankingu prowadzonym przez UEFA, że tylko mistrz będzie miał prawo grać w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Trzy pozostałe drużyny od razu zostaną wrzucone do Europa Conference League, czyli trzeciej ligi, co nie robi na mnie większego wrażenia, biorąc pod uwagę ich wyniki w ostatnich sezonach.

Czyli dostały to, na co intensywnie pracowały. Marzeniem, pewnie na długie lata, pozostanie występ choćby w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Ale za chwilę może się okazać, że ich możliwości przerasta nawet Europa Conference League. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, gratuluję dobrego samopoczucia.

A nawet, jeśli jakiś polski zespół zakwalifikuje się do fazy grupowej nowych rozgrywek, nie wiem, czy mecze z zespołami (na przykład) ze Słowacji, Mołdawii czy Kazachstanu będą rzeczywiście taką atrakcją?

▬ ▬ ● ▬