2020-02-06
FC Hollywood
W piątek startuje wiosenna część rozgrywek Ekstraklasy. Dość już tych narzekań na ligę! Pora, by wreszcie dostrzec, jacy niesamowicie piłkarze w niej grają.
W zimowym oknie transferowym naczytałem się o nich tyle, że właściwie liga mogłaby w ogóle nie… grać. Może nawet lepiej, gdyby nie grała, bo ten obraz nie uległby naturalnemu rozmydleniu, że tak to subtelnie ujmę.
Przykład pierwszy z brzegu – sympatyczny Portugalczyk Flavio Paixao, który od kilku lat zaraża energią i pozytywnym podejściem do życia smutnych Polaków. Już postanowił, że po zakończeniu kariery zabierze swoją ukochaną, Polkę – Dominikę, nauczycielkę tańca, w podróż dookoła świata. Cóż za romantyczna historia!
Już widzę oczami wyobraźni film z dwójką bohaterów, którzy najpiękniejsze części globu globu witają charakterystycznym dla nich tańcem. Czyli powinien być musical. A w tle lektor czyta fragmenty książki „Sekret”, ulubionej lektury obojga. I puenta filmu - ambitni nie boją się marzyć...
Kolejny piłkarz - Georgij Żukow, zimowy nabytek Wisły Kraków. Kazach wyznał, że w swojej ojczyźnie zarabiał dobrze, ale woli wyższy poziom Ekstraklasy (!) i atmosferę panującą na trybunach stadionu w Krakowie. Cóż za kolejna historia! Co tam kasa, serce jest ważniejsze. A prawdziwe piłkarskie serce potrafi docenić, co w ten dyscyplinie jest najpiękniejsze i najbardziej wartościowe.
Już widzę oczami wyobraźni, Żukow pewnie też, jak zdobywa bramkę, a trybuny robią mu owację na stojąco długo skandując nazwisko strzelca. I następnego dnia wzruszony Kazach idzie do szefów klubu i deklaruje, że będzie grał do końca sezonu za darmo dla takich kibiców, skoro klub jest w trudnej sytuacji finansowej. Nic, tylko filmować tę historię.
I jeszcze Paweł Cibicki, który na wiosnę będzie piłkarzem Pogoni Szczecin. To Szwed polskiego pochodzenia. Wraca do ojczyzny swoich rodziców. Nawet zaliczył kiedyś epizody w młodzieżowych reprezentacjach Polski.
Potem było z nim trochę zamieszania, bo trudno się było zorientować, czy chce dalej w nich grać, albo czy jego jeszcze w nich chcą. I bardzo dobrze, bo dzięki temu nie jest cukierkową postacią. Na dzień dobry podzielił się takimi wspomnieniami ze Szwecji:
„Mieszkałem na dzielnicy, gdzie często było słychać strzały na ulicy. Jak jesteś stamtąd, możesz się przyzwyczaić. Z tymi, którzy później strzelali, znałem się, grałem w piłkę. Każdy z nas chciał jej się poświęcić w przyszłości, zostać piłkarzem. Ale to niemożliwe. A ci, którym się nie udało, nie skończyli szkoły, wybrali złe drogi w życiu”.
Czyli chłopak, który mógł zejść na złą drogę, po różnych piłkarskich zawirowaniach ląduje wreszcie w kraju, z którego kiedyś wyemigrowali jego rodzice. Szybko się w nim aklimatyzuje, bo przecież nauczyli go mówić po polsku. I dzięki temu, już widzę oczami wyobraźni, zaczyna świetnie grać, stając się niekwestionowaną gwiazdą ligi.
Do Szczecina zaczynają zjeżdżać skauci z najlepszych europejskich klubów. Propozycji jest mnóstwo, ale Cibicki mówi - „NIE”! Chce zostać tu, gdzie się piłkarsko odrodził i gdzie czuje się najlepiej. Cóż za historia…
Szefów Ekstraklasy S.A., ciągle chwalących się ile to zarobili dla klubów pieniędzy, namawiam do pilnego zatrudnienia łebskiego scenarzysty mającego pojęcie i o filmach, i o piłce. Dostał ode mnie ściągę, którą trzeba tylko rozszerzyć (bo podobnych historii w Ekstraklasie można jeszcze znaleźć mnóstwo) i przerobić na scenariusz, a potem zrobić z niego kinowy przebój. Sukces murowany, nawet w Hollywood. Na pewno da się zarobić na nim więcej za granicą dla klubów, niż na pokazywaniu urywków ligowych meczów w wykonaniu ich piłkarzy.
Cytat i informacje wykorzystane w tekście pochodzą z: przegladsportowy.pl i wp.pl.
▬ ▬ ● ▬