Franek na ligę w sam raz!

Legia poległa w Krakowie w meczu z Wisłą określanym jako wydarzenie kolejki. Jeszcze raz okazało się, że najłatwiej strzelać bramki w polskiej lidze.  

Mecz obejrzało 32 458 widzów - rekord stadionu w Krakowie! Trzeba pochwalić Wisłę, bo sztuką jest wygrać, gdy przeciwnik dominuje, mając aż 61 procent posiadania piłki, kilka okazji do zdobycia gola. Ale przewagę trzeba jeszcze udokumentować bramkową zdobyczą. A tego Legia zrobić nie potrafiła.   

Miałem wczoraj przeczucie prorokując ewentualne zwycięstwo Wisły. Nie będę jednak dorabiał do tego ideologii. Każdy, kto choć trochę zna mentalność Franciszka Smudy, wie że to było dla niego wyjątkowo prestiżowe spotkanie. Trener, z którego „nie należy robić dziada, bo przegrał przecież tylko jeden mecz na EURO”, w tym z Legią, jakby mógł, sam pewnie by wbiegł na boisko i pomógł swoim zawodnikom. Poradzili sobie i bez takiej szarży, co prowadzi do kilku dość ciekawych wniosków.

Bohaterem został Paweł Brożek, zdobywca zwycięskiej bramki. Zjeździł wcześniej pół Europy i nigdzie nie pasował. Że nie pasował w Trabzonsporze i Celtiku, jeszcze potrafię zrozumieć. Ale że nie radził sobie za dobrze w drugiej lidze hiszpańskiej, to już jest dramat. Nawet nie jego, tylko ligi, do której wrócił i robi tu za gwiazdę. A później ktoś się dziwi, że Żalgiris Wilno zatrzaskuje drzwi przed Lechem w Lidze Europejskiej. Kamil Biliński, polski napastnik litewskiej drużyny, przyznał właśnie, że na Litwie będzie królem, a w Polsce najwyżej błaznem. Znaczy, że dawno musiał wyjechać. Wracaj chłopie, będziesz tu teraz mega gwiazdą!

Przyglądałem się piłkarzom Legii, którzy zostali sprowadzeni w lecie, by „robić różnicę”. Dossa Junior miał swój udział przy bramce, fatalnie wyprowadzając piłkę. Obrońcy muszą popełniać błędy, bo inaczej wszystkie mecze kończyłyby się wynikiem bezbramkowym. Powiedzmy, że raz mu się przytrafiło. Powiedzmy. Urban twierdzi, że to już niedługo będzie najlepszy obrońca w polskiej lidze. Oby…  

Urban jest wyjątkowo cierpliwy. Ja trochę mniej, dlatego kolejny raz zapytam o dwóch „letnich”, nie tylko z racji okresu transferowego, grajków. Estończyk Henrik Ojamaa po przerwie nie wyszedł już na boisko. Ale załapał się przynajmniej do podstawowego składu. Tak samo jak Helio Pinto, tyle że w meczu z Cypryjczykami w czwartek w Lidze Europejskiej. Na ligę z Wisłą już nie. Wszedł w drugiej połowie. Mógł zdobyć bramkę, ale mu nie wyszło.

Czyli trzyma poziom. Legia mu wszystko wybaczy, skoro ciągle dostaje szanse. Gdyby jakiś Polak (nie)grał tak w zachodnim klubie, drwiłyby już z niego wszystkie rodzime media. A potencjalna gwiazda Legii poskarżyła się niedawno „Faktowi”, że był krytykowany:

„Pisali tak o mnie ludzie, którzy mnie w ogóle nie znają. Taki człowiek nie widział mnie wcześniej, nie oglądał żadnego meczu na Cyprze, coś tam tylko słyszał o moich dokonaniach, teraz widzi jeden mecz w Legii i pisze, że Pinto jest do niczego. Chociaż przyznaję, że w dwóch meczach zagrałem poniżej swoich umiejętności. Najpierw w pucharach z New Saints, a potem w lidze, gdy przegraliśmy u siebie 0:1 z Lechią Gdańsk”.

Stracił kontakt z rzeczywistością czy w ogóle go nie posiada?

A jakie ukryte umiejętności posiada Raphael Augusto? Gdyby ktoś nie wiedział, co jest nawet logiczne, to kolejne „letnie” wzmocnienie Legii. Został zgłoszony do Ligi Europejskiej. Nie było go jednak nawet na ławce w dwóch pierwszych meczach tych rozgrywek, pojawił się na niej w niedzielę w Krakowie. Wcześniej, w meczu ze Śląskiem, udało mu się nawet zadebiutować w Ekstraklasie jako zmiennikowi. To jego dotychczasowy dorobek w polskiej piłce. Trochę skromny, jak wyniki Legii w europejskich pucharach, w porównaniu z jej aspiracjami.   

Nudzi mnie już zadawanie pytania, na które odpowiedź wydaje się oczywista – czy Legia jest w tym sezonie silniejsza niż w maju, gdy zostawała mistrzem? Oczywista wydaje się też refleksja - nie świadczy to za dobrze o lidze, w której mimo trzeciej porażki w sezonie jest liderem.   

Było głównie o Legii, a przecież to Wisła wygrała...

„Gramy dalej i będziemy starali się nie przegrać następnych spotkań, bo lepiej jest stąpać po ziemi, niż fruwać w powietrzu” – stwierdził Smuda.

Zdecydowanie lepiej!              

▬ ▬ ● ▬