Gdyby nie kolejny papieros...

Fot. Trafnie.eu

W poniedziałek na wszelkie sposoby komentowano w mediach zwycięstwo Ruchu nad Legią w Ekstraklasie. Też mam kilka spostrzeżeń.

Oglądałem w niedzielę wieczorem program na żywo w jednej z telewizji. Nie o piłce bynajmniej. Zadzwoniła pewna pani z Chorzowa i, jak zadeklarowała, choć się wspomnianą dziedziną na co dzień nie interesuje, oczywiście zwycięstwo Ruchu w Warszawie napawa ją dumą, więc od niego zaczęła.

Wynik rzeczywiście niespodziewany, skoro drużyna z dołu tabeli leje mistrza na jego boisku. Paradoksalnie jeszcze na jesieni takie podobne były na Łazienkowskiej raczej normą, ale później sporo się zmieniło.

W niedzielę Legia przegrała 1:3. Po zimowej przerwie na razie nie wygląda najlepiej. Czy to tylko katar, czy zapalenie płuc po okresie przygotowawczym? Być może lekarzem, który postawi diagnozę, wstępną lub ostateczną, będzie w czwartek w Amsterdamie Ajax.

Na razie wolę się skupić na ostatnim meczu, a dokładnie wypowiedziach trenera Legii Jacka Magiery po jego zakończeniu. Między innymi tej:

„Zawsze po porażce zapala się czerwona lampka. Nie lubię przegrywać. Pewien znany trener po meczu w czwartek powiedział, że Ajax go rozczarował, nie że Legia zagrała dobrze. Ja tego nie zrobię, doceniam chorzowian, którzy nie pozwolili nam dzisiaj rozwinąć skrzydeł. Takie mecze uczą”.

Niektórzy mogliby się też czegoś nauczyć od Magiery. Klasę człowieka poznaje się wtedy, gdy wszystko się wali wokół.

Drugą osobą, która mnie zaintrygowała, był strzelec jednej z bramek dla gości. Jarosław Niezgoda to przecież piłkarz Legii tylko wypożyczony do Ruchu! Zachowując lojalność wobec byłego (i pewnie przyszłego) pracodawcy, po zdobyciu gola nie okazywał więc radości. W zimowej przerwie słyszałem opinie, że powinien już teraz wrócić do Warszawy, by zastąpić w ataku Nikolicia i Prijovicia. Prezes Bogusław Leśnodorski bronił jednak decyzji klubu, który pozwolił Niezgodzie zostać do końca sezonu w Chorzowie. Argumentował, że jest pod dobrą opieką trenera Waldemara Fornalika potrafiącego odpowiednio przygotować zawodników do gry.

Po tym, co młody napastnik pokazał w niedzielę zgadzam się z argumentami Leśnodorskiego. Nie sądzę, by w tej chwili był ratunkiem dla Legii, nawet gdy Necid w kolejnym meczu nie potwierdził, że warto go było sprowadzać z Turcji. Na pewno pobyt w Chorzowie Niezgodzie nie zaszkodzi, a pozwoli regularnie grać. To dopiero materiał na solidnego piłkarza.

I na koniec scenka z prezesem Legii, z meczem w tle. W klubie od miesięcy trwają poważne turbulencje za sprawą jej współwłaścicieli. Dało się to pośrednio wyczuć także w niedzielny wieczór. Gdy w loży zasiadł Dariusz Mioduski, prezes Leśnodorski z Maciejem Wandzelem (i jeszcze kilkoma osobami z kierownictwa klubu) zajęli miejsca z dala od niego na koronie głównej trybuny, tuż przy trybunie prasowej.

Leśnodorski podczas meczu wypalił chyba z pół paczki papierosów, jak nie więcej. Kiedy sędzia zakończył zawody, wyglądał jak trup. Gdyby nie kolejny papieros w dłoni, mógłbym się zastanawiać, czy jeszcze oddycha, czy nie wezwać karetki.

Nie chcę rozstrzygać kto w tym sporze własnościowym ma rację. Nie raz i nie dwa zdarzało mi się podszczypywać całą trójkę klubowych udziałowców, gdy na to zasłużyli. Ale patrząc w niedzielny wieczór na Leśnodorskiego zrobiło mi się go zwyczajnie żal. Nie jako prezesa, ale zwykłego człowieka. Zrozumiałem z jakim stresem i niewiarygodnym ciśnieniem wiąże się pełnienie tej funkcji. Każdy sukces ma swoją cenę. Czasami znacznie większą, niż może się wydawać z boku.

▬ ▬ ● ▬