2018-08-18
Gdzie nikt nie będzie się nudził?
Komentarze trenerów polskich drużyn wyeliminowanych z Ligi Europejskiej są więcej niż pouczające. Bo więcej mówią o nich, niż o rozegranych meczach.
W głównej roli wystąpił nowy szkoleniowiec Legii, Portugalczyk Ricardo Sa Pinto. To podobno wreszcie „prawdziwy trener” na Łazienkowskiej po rocznej przerwie, gdy drużyna żadnego nie miała. Teza odważna, zważywszy z jaką pompą anonsowano przybycie do Warszawy desantu z Chorwacji.
Andrzej Juskowiak powiedział w wywiadzie o Sa Pinto, że ma charyzmę, murem stoi za zawodnikami, a dziennikarzom radził przychodzić na wywiady z nim odpowiednio przygotowanym.
Portugalczyk debiutu nie zaliczył udanego. Gdy wszyscy drwią z Legii w sposób wręcz niewyobrażalny (im kto się mniej zna na piłce, tym głośniej zabiera głos!), wybrał wersję spisku jako odparcie wszelkich ataków. Po zremisowanym meczu z amatorskim w połowie zespołem zawyrokował:
„Jeżeli mogę komuś pogratulować, to sędziemu, który pomógł Dudelange awansować do kolejnej rundy”.
Teza na pewno ciekawa, bo nie zauważyłem, żeby sędzia pomógł rywalom zdobyć dwie bramki na samym początku meczu, które były kluczowe dla jego wyniku. Może jednak byłem ślepy? Dobrze przynajmniej, że Sa Pinto nie prowadził Legii w pierwszym spotkaniu z Luksemburczykami przed tygodniem. Skoro wtedy przegrała, jeszcze bardziej sponiewierałby arbitra.
Na pewno z Sa Pinto w Warszawie nikt nie będzie się nudził. Nie wiem jednak, czy drużynie wyjdzie to na dobre. Zmartwienie na szczęście nie moje tylko prezesa Mioduskiego...
Trener Lecha Ivan Djurdjević po drugiej porażce z belgijskim Genkiem wybrał sprawdzony wariant chwalenia rywali twierdząc, że pokazali jego drużynie miejsce w szeregu. Trudno nie odmówić mu racji, tylko od razu warto zauważyć, że przed rewanżem ten sam Djurdjević pytał, dlaczego Lech miałby nie odrobić dwubramkowej straty? Teraz już chyba wie dlaczego.
Przy okazji poszedł krok dalej i pokazał, że coraz pewniej czuje się w roli pierwszego trenera Lecha:
„Dwa miesiące temu zespół nie istniał, nikt nie patrzył pozytywnie na przyszłość. Teraz jest dużo lepiej i musimy to utrzymać”.
W domyśle – chyba każdy rozumie kto stworzył drużynę?
I jeszcze Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii, która w Białymstoku przegrała 0:1 pierwszy mecz z belgijskim Gent. Przed rewanżem zapewniał, że wierzy w awans i nie są to tylko słowa. Rzeczywiście w drugiej połowie przy stanie 1:1 Jagiellonia miała szansę ów scenariusz zrealizować. Ale tylko miała, bo ostatecznie koniecznej do awansu bramki nie zdobyła, a sama dała sobie strzelić dwie, przegrywając 1:3.
Po meczu Mamrot nie stracił pamięci dalej twierdząc, że celem był awans. Czyli przyznał się do porażki, co akurat normą w polskiej piłce nie jest. Mam nadzieję, że zdobyte przez trenera Jagiellonii doświadczenie zaprocentuje w kolejnym starcie w pucharach. Bo przecież jakąś nadzieję mieć trzeba, gdy wszyscy leją naszych...
▬ ▬ ● ▬