Gdzie się opłaca grać?

Fot. M.Kostrzewa/legia.com

Kevin De Bruyne ustalił już podobno warunki kontaktu z klubem z Arabii Saudyjskiej. Gdy czytam jego wypowiedź, mam dość proste skojarzenia.

Nazywanie transferu Belga szokującym jest przesadą, nawet sporą. Bo co to za szok, biorąc pod uwagę ilu piłkarzy przeniosło się ostatnio na Półwysep Arabski. De Bruyne na pewno nie będzie ostatnim z prostego powodu, co łatwo zrozumieć czytając jego wypowiedzi związane z ewentualnymi przenosinami. Bierze pod uwagę występy w klubie Al-Ittihad przez dwa lata, które zagwarantują mu taki poziom zarobków jakiego nigdy nie osiągnął przez piętnaście lat grania w piłkę. A przecież przez ostatnie dziewięć lat grał w Manchesterze City, który na pewno do biednych się nie zalicza.

Występy w Arabii Saudyjskiej spełniają dwa warunki wręcz wymarzone dla zawodników, szczególnie pod koniec kariery – poziom nie jest przesadnie wysoki, za to zarobki wręcz przeciwnie. Dlatego De Bruyne dochodzi do racjonalnego wniosku, że grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji.

Zachowując wszelkie proporcje ja z kolei doszedłem do wniosku, że w pewnym sensie odpowiednikiem saudyjskiej ligi jest… Ekstraklasa. Spełnia bowiem wspomniane warunki, a przykładów na to można podać wiele.

Choćby ostatnie finały mistrzostw Europy. Wystąpiło w nich trzech polskich piłkarzy: Kamil Grosicki (Pogon Szczecin), Taras Romanczuk (Jagiellonia Białystok) i Bartosz Salamon (Lech Poznan), a pięciu znalazło się w kadrach innych reprezentacji: Gruzini Otar Kakabadze (Cracovia) i Nika Kwekweskiri (Lech Poznan), Słoweńcy Miha Blazic (Lech Poznan) i Erik Janza (Górnik Zabrze) oraz Rumun Bogdan Racovitan (Raków Czestochowa).

Według statystyk za ubiegły sezon (za: transfermarkt.pl) w Ekstraklasie wystąpiło aż 540 cudzoziemców (!) stanowiących 48,7 wszystkich zawodników. Najwięcej w czołowych klubach, ich „udział w grze” stanowił odpowiednio – w Rakowie 78 procent, w Pogoni 69,3, a w Lechu 61,6. W polskiej lidze po prostu opłaca się grać!

Zawsze na potwierdzenie tej tezy podaję prosty przykład związany z sąsiadami. W ubiegłym sezonie (za: rfbl.pl) w czeskiej ekstraklasie występował jeden Polak - Bartosz Pikul (FK Pardubice), w słowackiej też jeden - Konrad Gruszkowski (DAC 1904 Dunajská Streda). Sprawdziłem kadrę pierwszego alfabetycznie klubu Ekstraklasy, czyli Cracovii na ten sezon. Jest w niej Słowak Henrich Ravas i Czech Jakub Jugas. Czyli jeden polski klub wystarczy, by wypełnić normę lig z dwóch sąsiednich krajów. Jeśli ktoś ma ochotę niech policzy wszystkich Czechów i Słowaków w Ekstraklasie, nie tylko zresztą w niedawno rozpoczętym sezonie. Dla nich to raj, biorąc pod uwagę zarobki, a niekoniecznie przesadnie wysoki poziom.

Dlatego nie dziwię się, że kolejni cudzoziemcy wracają do Polski. Ostatnio Brazylijczyk Luquinhas, który przywitał się takimi słowami:

„Jestem bardzo szczęśliwy, że ponownie zostałem piłkarzem Legii. Wróciłem do swojego domu i do miejsca, w którym przeżyłem jedne z najlepszych chwil w moim życiu”.

Moja teza zawarta przed laty w retorycznym pytaniu - „gdzie im będzie lepiej?” - nic nie traci na aktualności.

▬ ▬ ● ▬