Gdzie zobaczyć Fabiańskiego?

Fot. Trafnie.eu

Tottenham Hotspur przeżywa prawdziwy dramat. W niedzielę przegrał derbowy mecz w Premier League z Chelsea. A może być jeszcze gorzej.

Trzeba dodać, ze Tottenham zaliczył porażkę w roli gospodarza. W ubiegłym sezonie nie przegrał u siebie w Premier League żadnego meczu wygrywając aż siedemnaście z dziewiętnastu. A tu bolesny falstart…

Problem polega na tym, że Tottenham w rozpoczętym niedawno sezonie nie zagra na swoim stadionie White Hart Lane. Niedzielny mecz odbył się na Wembley. Dlatego określenie „w roli gospodarza” jest chyba najsensowniejsze dla określenia zaistniałej sytuacji. Tottenham nie cierpi bowiem najsłynniejszego angielskiego stadionu. Po raz ostatni wygrał na nim mecz przed dziewięcioma laty, jedyny z ostatnich dziesięciu, w których występował na Wembley.

Tym należy wytłumaczyć fakt, że w angielskich mediach znalazłem wręcz rozpaczliwy tekst na temat – czy Tottenham poczuje się tam jak w domu? Po pierwszym meczu odpowiedź powinna brzmieć – mało prawdopodobne. Jeśli teoria się sprawdzi, Tottenham będzie miał niewielkie szanse w walce o wymarzone mistrzostwo Anglii (pierwsze od 1961 roku), do której włączył się przecież w ubiegłym sezonie.

Przy wejściu do szatni na Wembley postawiono dwie ogromne statuy – koguty na piłce – będące symbolem klubu. Miały pomóc poczuć się piłkarzom jak na White Hart Lane. Na razie niewiele pomogły. Menedżer Mauricio Pochettino twierdzi, że nie ma żadnego wytłumaczenia dla wyników zespołu występami na Wembley, ale chyba sam do końca w to nie wierzy.

Należy postawić logiczne pytanie – dlaczego drużyna musi grać na stadionie, którego nie cierpi? Odpowiedź na nie oznacza przejście do… jaśniejszej strony dramatu. Otóż po 118 latach konieczne było wyprowadzenie się z White Hart Lane w północnym Londynie, by obiekt gruntownie zmodernizować, a właściwie zbudować od podstaw obok starego. Czyli Tottenham wróci na nowy piękny stadion z trybunami o pojemności 61 000 miejsc (stary obiekt miał tylko 36 534).

Jest i druga jasna strona dramatu. Mecz z Chelsea oglądało w niedzielę na Wembley 73 587 widzów. Najtańsze bilety kosztowały 35 funtów, najdroższe 95 funtów. Nawet przy bardzo ostrożnych założeniach i uwzględnieniu kosztów wynajęcia stadionu Tottenham zanotował przychód z biletów w wysokości kilku milionów funtów. Bardziej obrazowo – na pierwszym tegorocznym meczu zarobił tyle, ile wynoszą najskromniejsze roczne budżety kilku klubów Ekstraklasy (Niecieczy, Arki czy Górnika)!

Mam więc nadzieję, że Tottenham jakoś przeżyje ten dramat związany z grą na Wembley i z Premier League nie spadnie. A dla polskich kibiców w Londynie, którzy chcieliby obejrzeć w akcji na przykład Łukasza Fabiańskiego, mam dobre informacje. Mecz ze Swansea City jest zaliczany do kategorii C, czyli najmniej atrakcyjnych. Dzięki temu najtańsze bilety kosztować będą „tylko” 20 funtów. Na wielkim Wembley miejsc na pewno nie zabraknie.

▬ ▬ ● ▬