Genialna spychotechnika

Fot. Trafnie.eu

Choć rozgrywki czwartej ligi, zwanej trzecią, już dawno się zakończyły, trwają w najlepsze. Oto kolejny dowód, że w polskiej piłce nie ma rzeczy niemożliwych.
 
Mój dawny kolega z pewnej redakcji po raz kolejny triumfuje. Bo zwykł mawiać, że dla niego „liga może nie grać, bo tyle się wokół dzieje”. Najważniejsze są bowiem „boki”. I właśnie mityczne „boki” znów zdominowały polską piłkę.

Trwa bowiem zacięta walka o awans z czwartej ligi, zwanej trzecią, do trzeciej, zwanej drugą. Ponieważ składa się z czterech grup, więc emocje są zwielokrotnione. Na wiosnę udało się rozegrać jedną kolejkę, a po koronawirusowej przerwie postanowiono już nie wznawiać rozgrywek. Ustalono we wszystkich grupach, że spadków nie będzie. Uważam, że słusznie, bo trudno rozstrzygać o degradacji praktycznie w połowie ligi, gdy drużyny z miejsc spadkowych mają punkt czy dwa straty do bezpiecznego miejsca i jeszcze mnóstwo meczów, by tę różnicę zniwelować.

W związku z tym warto zapytać – a czy sprawiedliwe jest przyznawanie awansu także za pół sezonu? Uważam, że nie, ale to raczej niewinny problem w porównaniu z bardziej konkretnymi do rozstrzygnięcia. Otóż drużyny, które uzyskały awans z dwóch grup (KKS 1925 Kalisz, Śląsk II Wrocław), zostały wskazane bez większych emocji. W dwóch pozostałych zaczęła się prawdziwa jazda bez trzymanki.
 
Z grupy czwartej awans wywalczył Motor Lublin. Taką decyzję podjął lubelski OZPN odpowiedzialny w tym sezonie (takie obowiązują zasasdy) za organizację rozgrywek. Przy równej liczbie punktów miał korzystniejszy bilans bramkowy niż Hutnik Kraków. Ale krakowski OZPN już straszy sądem, podając za koronny argument, że Hutnik wygrał na jesieni w lidze z Motorem. A przy równej liczbie punktów o ustaleniu kolejności decyduje w pierwszej kolejności bilans bezpośrednich meczów. Dopiero później bilans  bramkowy.
 
No właśnie, bilans meczów, nie jednego meczu. Skoro drugiego nie rozegrano, moim zdaniem nie został spełniony warunek, by zastosować najważniejszy punkt regulaminu. Należy więc zastosować kolejny. Ale moje zdanie nie ma znaczenia. Najważniejsze w polskiej piłce, by sprawiedliwość zawsze była po naszej stronie, więc oskarżenia będą zawsze miotane przez jedną ze stron bez względu na wagę argumentów czy faktów.

W grupie pierwszej równie wybuchowa atmosfera. Awans wywalczył lider tabeli w momencie przerwania rozgrywek, czyli Sokół Ostróda. Ale nie godzi się z tym Legia Warszawa, której drużyna rezerw ma punkt straty do lidera. A nie godzi się dlatego, ze na jesieni został odwołany i przełożony na kwiecień mecz między nimi. Pada więc argument – gdyby się odbył, Legia mogłaby wyprzedzić w tabeli Sokoła i jej należałby się awans. Dlatego warszawski klub już zapowiedział, że złoży odwołanie od tej decyzji.

Należałoby zadać logiczne pytanie – co na to PZPN? Odpowiedź jest krótka – NIC! Zastosował metodę genialnej spychotechniki. Najpierw miał od przyszłego sezonu przejąć organizację rozgrywek na czwartym ich poziomie, tak jak to robi w trzech najwyższych ligach. Potem postanowił z pomysłu zrezygnować. Na dokładkę zakomunikował, że rezygnuje też z rozstrzygania, czy kontynuować ligę, czy ją zakończyć w połowie. Ale ostatecznie scedował podejmowanie trudnych decyzji na wojewódzkie związki.
 
I słusznie. Problemami niech się zajmują inni. Po co się męczyć na jakimś czwartym poziomie rozgrywek? Nie ma z tego praktycznie żadnych korzyści, więc nie ma też czego dopisać do listy sukcesów związku. No i na Twitterze też za bardzo nie ma o czym pisać. Nie wiem, czy ten ostatni nie jest w omawianej kwestii najważniejszym argumentem. Przynajmniej dla jednej osoby...  
▬ ▬ ● ▬