Gra głów

Legia Warszawa przegrała na wyjeździe 2:3 pierwszy mecz fazy barażowej Ligi Konferencji Europy z norweskim Molde FK. Wynik nie oddaje jego przebiegu.

Trochę się boję meczów w europejskich pucharach, w których polska drużyna uchodzi za faworyta. A tak miało być w czwartkowy wieczór. Ze wszystkich stron, od rodzimych mediów zaczynając, a na piłkarzach Legii kończąc, płynęła narracja, że warszawską drużynę zdecydowanie stać na wyeliminowanie Norwegów.

Argumentów było sporo. Że Legia dobrze wypadła w tych rozgrywkach na jesieni, że gospodarze jeszcze nie zaczęli sezonu, że mają kilka kontuzji, że kadrowo są zdecydowanie w zasięgu legionistów, że to najsłabszy rywal, na jakiego mogła trafić… Przeważały nad tymi niekorzystnymi, czyli osłabieniem składu warszawskiej drużyny w zimowej przerwie (odejście Bartosza Slisza i Ernesta Muciego), czy konieczności gry na sztucznej nawierzchni w zimnej Norwegii.

Szybko okazało się, co nie jest żadną niespodzianką, że w teorii mecze wygrywa się łatwo, na boisku już niekoniecznie. Nie minęło nawet pół godziny, gdy Molde prowadziło 3:0! Legia wyglądała dramatycznie, a jej katastrofalne błędy (Kacper Tobiasz, Steve Kapuadi) wybitnie pomogły gospodarzom w zdobyciu tak wyraźnego prowadzenia. Nie potrafiła wymienić kilku podań bez straty piłki. Norwegowie spokojnie rozgrywali ją na własnej połowie, by jednym prostopadłym podaniem tworzyć akcje kończące się zdobywaniem goli. A potem była przerwa i…

W drugiej połowie wydawało się, że drużyny zamieniły się koszulkami. Legia, po przeprowadzeniu przez trenera Kostę Runjaicia aż czterech zmian (!), zaczęła dominować. Zdobyła dwie bramki, po pięknym strzale Josué i uderzeniu głową Rafała Augustyniaka (jednego ze zmienników), a mogła, nawet powinna, jeszcze kolejne.

Czy tak musiało być? Nie wiem, czy musiało, ale wiem, że piłka nożna to przede wszystkim gra głów, a dopiero później nóg. Legia wyglądała w pierwszej połowie, jakby nie dojechała do Molde. Oglądałem telewizyjny wywiad z trenerem Runjaiciem, już na murawie stadionu, krótko przed rozpoczęciem gry, podczas którego był wyjątkowo wyluzowany. Oczywiście on w piłkę nie gra, ale jego rozluźnienie dało mi trochę do myślenia. Jego piłkarze wyglądali jakby też na wielkim luzie wyszli na murawę. Potrzebny był wstrząs w przerwie i cztery zmiany, ale przede wszystkim zmiana w głowach, by Legia zaczęła grać znacznie lepiej, czyli tak, jak przed meczem oczekiwano.

Rewanżowy mecz za tydzień zapowiada się bardzo ciekawie. Jedna bramka jest dla Legii na pewno do odrobienia. Pierwsza połowa z Molde powinna podziałać jak szczepionka uodparniająca, dzięki której nie będzie potrzebowała kilku straconych bramek, by zacząć grać jak potrafi najlepiej.

▬ ▬ ● ▬