2025-10-27
Gwiazdorskie dąsy
Podczas jednego z ligowych meczów potężna afera. Nawet dwie. I ta druga, z pozoru stanowiąca tylko tło pierwszej, nawet bardziej mnie zainteresowała.
Obie wydarzyły się podczas meczu Górnika Zabrze z Jagiellonią Białystok, czyli dwóch drużyn liderujących tabeli. O pierwszej, z 71 minuty, podobno „już teraz mówi cała piłkarska Polska” (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Napastnik gości Dimitris Rallis ruszył praktycznie sam na sam z bramkarzem Marcelem Łubikiem, w ostatniej chwili jego upadek spowodował Josema. Wydawało się, że to musi być czerwona kartka dla zawodnika Górnika.
Tak się jednak nie stało. Interwencja VAR nie orzekła, że Josema powinien opuścić boisko, choć powtórki mówiły jasno, że Jagiellonia powinna grać w przewadze”.
Sędzia Bartosz Frankowski zaraz po meczu przeprosił za swój błąd przed kamerami stacji Canal+. Niedawno nominowany nowy szef Kolegium Sędziów, Tomasz Szulc, zareagował błyskawicznie zawieszając cały zespół arbitrów pracujących na tym meczu, co tak uzasadnił (za: przegladsportowy.onet.pl):
„My wstrzymujemy sędziów w obsadzie i to jest decyzja administracyjna. "Czasowo" oznacza przerwę — moment na ochłonięcie, na zmierzenie się z tą sytuacją. Jeśli ktoś uważa, że popełnienie błędu przez zespół sędziowski nie ma wpływu na stronę mentalną czy psychiczną sędziego, to jest w błędzie”.
Ale na meczu w Zabrzu doszło jeszcze do jednego kontrowersyjnego wydarzenia, które bardziej skupiło moją uwagę. Zawodnik Górnika Lukas Podolski potraktował z łokcia Oskara Pietuszewskiego wymierzając mu cios w twarz podczas starcia w walce o piłkę. Trudno mówić o jakimś przypadkowym uderzeniu, więc powinien wylecieć z boiska, ale nie wyleciał.
Zachowanie Podolskiego wydaje mi się nad wyraz… logiczne. Nie pierwszy raz traktuje rywali w podobny chamski sposób. I nie pierwszy raz nie spotyka go za to kara należna za tego typu zagrania. A skoro nie spotyka, więc kolejny raz się tak zachowuje bazując na bezkarności, co można nazwać właśnie ową „logiką”.
Od razu bowiem przypomniała mi się sytuacja z listopada ubiegłego roku, gdy w meczu z Piastem Gliwice brutalnie wjechał w nogi Damiana Kądziora. Wtedy też z boiska nie wyleciał, choć powinien. Skoro się komuś pozwala być bezkarnym nie reagując na takie zachowania, trudno się dziwić, że ten w swojej bezkarności potem je powtarza.
W podobnym tonie można skomentować to, co nawywijał w niedzielnym El Clásico, w którym Real Madryt mierzył się z Barceloną, rozkapryszony gwiazdorek Vinícius Júnior. Gdy został zmieniony w czasie meczu, ostentacyjnie okazywał swoje niezadowolenie mocno pyskując i wymachując rękami przy zejściu z boiska. I pomaszerował prosto do szatni. Zaskoczeni jego zachowaniem mogą być tylko naiwni i pozbawieni wyobraźni. To nagroda dla szefów Realu za żenujący spektakl jaki mu urządzili w ubiegłym roku przy okazji wręczenia nagrody Złotej Piłki przez magazyn „France Football”. Gdy okazało się, że Brazylijczyk jej nie otrzyma, w ostatniej chwili postanowili odwołać wcześniej zaplanowany przyjazd na uroczystą galę do Paryża swojej dość licznej ekipy, o czym klub poinformował w stosownym oświadczeniu.
Skoro sami utwierdzali go w przekonaniu, że jest piłkarskim Bogiem, nie powinni się teraz dziwić, że w to uwierzył i jak obrażony Bóg zachował się podczas El Clásico. Ja na szczęście już dawno pozbyłem się wszelkich złudzeń co do jego oceny:
„Na Viníciusa Júniora po prostu nie mogę patrzeć. Bez przerwy ma o wszystko do wszystkich pretensje, a jego ironiczny uśmieszek z byle powodu wręcz doprowadza mnie do szału. Jest tak antypatyczny, że gdybym był sędzią, dawałbym mu profilaktycznie żółtą kartkę już w tunelu przed wyjściem na boisko! Ale starając się spojrzeć na niego na tyle obiektywnie, na ile potrafię, muszę przyznać, że ma poważne problemy emocjonalne, co rywale na boisku już wielokrotnie wykorzystywali”.
Zdania na jego temat nie zmieniłem. Czy zmienią je szefowie Realu?
▬ ▬ ● ▬








