Haki z plasteliny

Fot. Trafnie.eu

Niespodziewanie wiodącym tematem piłkarskich mediów w ostatnich dniach stał się VAR. Polski wątek owego zainteresowania jest bardzo ciekawy.

Jerzy Dudek pyta - ile trzeba będzie jeszcze czekać na VAR w Lidze Mistrzów? Odpowiadam – według mojej wiedzy co najmniej rok. W najbliższym sezonie UEFA nie planuje bowiem wprowadzenia go do obsługi swoich rozgrywek. Trochę to dziwne, ale nie takie dziwy już w piłce widziałem.

Zrozumiałbym sprzeciw wobec stosowania VAR, czyli systemu powtórek wideo, we wszystkich meczach od pierwszej rundy eliminacyjnej europejskich pucharów. To mogłoby stanowić trudny do pokonania problem techniczny. Ale faza grupowa i decydujące mecze w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej? Aż się proszą o VAR! Szczególnie po ostatnich kontrowersjach w półfinale Ligi Mistrzów.

Szef UEFA Aleksander Ceferin jest za, a nawet... przeciw. Wie, że system trzeba wprowadzić, ale jeszcze nie teraz. Na lutowym kongresie UEFA w Bratysławie stwierdził, że najpierw należy przeszkolić sędziów i wytłumaczyć kibicom jak działa.

Nie bardzo wiem co trzeba tłumaczyć, bo każdy kibic po obejrzeniu choćby jednej powtórki wideo rozumie istotę VAR. Trzeba najwyżej, nie tylko kibicom, tłumaczyć, że stosowany jest na razie tylko w kilku najważniejszych sytuacjach. Bo po półfinałowym meczu Ligi Europejskiej RB Salzburg z Olympique Marsylia nasłuchałem się i naczytałem, że gdyby był VAR, to…

W dogrywce Marsylia wykonywała rzut rożny, po którym padła decydująca o jej awansie bramka. Szkopuł w tym, że zamiast rzutu rożnego powinien być rzut od bramki dla Salzburga. Jednak nawet gdyby w meczu korzystano z VAR, nic by się nie zmieniło. Według obecnych zasad jego stosowania nie rozstrzyga przecież o przyznawaniu rzutów rożnych!

PZPN mógł z dumą podkreślać, że polska liga jest jedną z pierwszych, w których wprowadzono system powtórek wideo. Niestety duma zdecydowanie przybladła po wypowiedziach Rafała Rostkowskiego, byłego sędziego piłkarskiego FIFA z trzydziestoletnim stażem, który, najdelikatniej rzecz ujmując, został przegoniony z sędziowania. Zanim do tego doszło optował gdzie mógł za wprowadzeniem VAR w Polsce. Jak się okazało z powodzeniem, choć potem pies z kulawą nogą o nim nie wspominał przy okazji uruchamiania nowego systemu w Ekstraklasie. 

Rostkowski zdradził dlaczego tak wspierał ideę VAR. Otóż bał się, żeby Polska nie został wykluczona z rozgrywek przez FIFA!!! To nie żart. Wszystko z powodu swobodnej interpretacji przepisów przez przewodniczącego Kolegium Sędziów Zbigniewa Przesmyckiego. Mówiąc krótko - gdy jest VAR, jest też większa kontrola. Rostkowski wręcz zmiażdżył Przesmyckiego, podając choćby przykład narzucania przez niego interpretacji spalonego (za: przegladsportowy.pl):

„Za jego kadencji puszczanie goli ze spalonego z reguły dawało sędziemu asystentowi nominację na następny mecz. Nawet sędzia asystent, który w trzech kolejnych meczach uznawał gole ze spalonych, wyznaczany był nadal, także na spotkania międzynarodowe! Takie decyzje były czytelnym sygnałem – proszę pokazać mi arbitra, który stanie na straży przepisów, sprzeciwi się szefowi i zaryzykuje zawieszenie na kilka meczów lub nawet karierę?”

I wyjaśnił:

„IFAB [najważniejszy organ zajmujący się przepisami gry], FIFA ani UEFA nigdy nie wydały dokumentu, który nakazywałby lub chociaż pozwalał sędziemu uznać gola, jeżeli dostrzegł choćby minimalnego spalonego. Na szczęście wprowadzenie VAR zredukowało do minimum systemowe wypaczanie meczów z powodu spalonych”.

Rostkowski zdradził też, że otrzymał propozycję nie do odrzucenia, z której jednak nie skorzystał:

„Dostałem sygnał, że mam milczeć, bo „są na mnie haki”, dlatego postanowiłem odezwać się głośniej. Sprawdzimy, czy haki nie są z plasteliny”.

No, ciekawe z czego są...

▬ ▬ ● ▬