Histeria pozbawiona podstaw

Fot. Trafnie.eu

Wystarczyło zwycięstwo nad Celtikiem, by Polska znów stała się piłkarską potęgą. Takie odniosłem wrażenie po lekturze komentarzy meczu Lecha w Lidze Europejskiej.

Gdy czytałem relacje z wyprawy na Islandię zacząłem się nawet zastanawiać czy w wyniku nie zabrakło drugiego zera. Może to nie 0:1, ale jednak 0:10? Bo jak inaczej wytłumaczyć tę „straszną kompromitację”, z której „śmieje się cała Europa”? Na pewno nie śmieją się w Szkocji, szczególnie w Motherwell. Drużyna stamtąd właśnie przegrała w poprzedniej rundzie ze Stjarnan, co teraz przytrafiło się Lechowi.

Meczu nie widziałem, ale spróbuję przeanalizować fakty, by znaleźć podstawy tej kompromitacji. Patrzę na liczbę kornerów i strzałów. Nie ma wątpliwości, że Lech cisnął Islandczyków, bo w obu miał miażdżącą przewagę. No, ale piłki do ich bramki nie wcisnął, co jest jego największym grzechem. Jeszcze większym, że sam sobie bramkę strzelił, skoro doszło do tego po nieporozumieniu obrońcy z bramkarzem. Tu akurat słowo kompromitacja mogło by pasować.

Islandczycy nazwani zostali w polskich mediach półamatorami, co jest zgodne z prawdą. Jednak na wyspie, na której mieszkają, nigdy zawodowej piłki nie było i raczej nie będzie. Ich półamatorski status miał świadczyć o śmieszności Lecha, ale od posiadających podobnych grajków z St. Patrick's różnią się jednak znacznie. Gdy odprawiali w poprzedniej rundzie Motherwell zaaplikowali im zwycięską bramkę w dogrywce. Dzielni Irlandczycy w drugiej połowie rewanżu z Legią oddychali rękawami i marzyli o końcowym gwizdku.

Gdyby to kogoś jeszcze nie przekonało, niech się przez chwilę zastanowi kto przed rokiem grał w barażach eliminacji do mistrzostw świata w Brazylii? Dla ułatwienia podam, że Polska zajęła czwarte miejsce w grupie, więc grać nie mogła. Rewelacją eliminacji była za to reprezentacja Islandii! Zyskała powszechne uznanie za awans do baraży, choć ostatecznie przegrała rywalizację z Chorwacją.

Tak samo teraz małą rewelacją kwalifikacji do Ligi Europejskiej stała się drużyna z przedmieść Reykjaviku. Na swoim stadioniku ze sztuczną nawierzchnią w Gardabaer okazała się za trudna do ogrania już dla kolejnego rywala. Miejmy nadzieję, że skończy w Poznaniu, jak reprezentacja Islandii na jesieni w Zagrzebiu. Ale nie można jej na pewno lekceważyć.

Piłkarze Lecha już o tym wiedzą. Ja wiedziałem przed tygodniem, dlatego nie bardzo mogę zrozumieć, że Stjarnan jest traktowany jak banda połamańców z końca świata. Może porażka z Islandczykami chluby Lechowi nie przynosi, ale dlaczego nazywać ją kompromitacją? Czy wystarczyła wygrana Legii z Celtikiem, by niektórzy poczuli, że dokonała tego drużyna z kraju będącego piłkarską potęgą? Chyba pod względem liczby piłkarskich mitomanów...

Proponuję taką wersję wydarzeń. Na Islandię, piłkarską prowincję, przyjechała drużyna z drugiego końca Europy, też piłkarskiej prowincji. Wynik 1:0 świadczy o podobnym poziomie reprezentowanym przez obie drużyny. Kompromitacją jest najwyżej fakt, że mimo bolesnych porażek drużyn z kraju wschodniej piłkarskiej prowincji w ostatnich kilkudziesięciu latach, jej mieszkańcy nadal nie potrafią zaakceptować roli, jaką przychodzi im odgrywać.

Spokojnie czekam na rewanż w czwartek w Poznaniu. Liczę, bez zbytniego zadęcia, na awans Lecha. Ale pewny go wcale nie jestem.

▬ ▬ ● ▬