Historia brakującego klubu

Fot. Z archiwum Marka Siweckiego

We wtorek wszyscy pisali o Robercie Lewandowskim z okazji jego trzydziestych urodzin. Czy biorąc to pod uwagę można zaproponować jeszcze coś ciekawego?

Podjąłem wyzwanie i nawet zaryzykuję tezę, że mam wręcz sensacyjną informację na jego temat! Zanim się pochwalę szczegółami, najpierw zdradzę, komu ją zawdzięczam. Przed kilkoma miesiącami odbyłem rozmowę z pierwszym trenerem Lewandowskiego Markiem Siweckim.

Odegrał fundamentalną rolę w karierze przyszłego reprezentanta Polski, ponieważ pozwolił, by ta w ogóle się rozpoczęła. Mały „Bobek”, jak go nazywali później koledzy z drużyny, jeździł z ojcem po warszawskich klubach, aż w końcu trafili do Varsovii, którą Siwecki opisał tak:

„Były dwa baraczki do przebierania. Już ich nie ma. Była rynienka i kran z wodą, tak zwana odnowa biologiczna. Zimą włączali farelę, bo było zimno jak cholera. Jak po treningu trzeba się było umyć, to najwyżej nogi... Warunki spartańskie”.

No i jeszcze boisko tak nierówne, że zawodnicy nazywali je „kartofliskiem”. Jedno do treningów i gry dla wszystkich roczników! Ale trzeba się cieszyć, że Lewandowski trenował właśnie tam. Bo nikt go nie chciał oprócz Siweckiego:

„Trafił do mnie w wieku ośmiu lat. Był dwa lata młodszy od chłopców z drużyny. Kluby takie jak Legia, go nie wzięły. Nie miały takiego rocznika. Nawet nie dały mu szansy, żeby się przebrał i potrenował. A ja mu tę szansę dałem. Bardzo drobny, chudziutki, nogi jak patyczki, ale miał bardzo dobrą motorykę, dobry start do piłki. Był zwinny i piłka go słuchała”.

Być może na całej karierze Lewandowskiego zaważył fakt, że grał w drużynie z chłopcami dwa lata starszymi od siebie. W takim wieku to przepaść. Czyli na każdym treningu, na każdym meczu musiał walczyć z dużo silniejszymi i wyższymi o głowę rywalami. Boiskowa szkoła życia bardzo się przydała, bo dziś nie daje sobie odebrać piłki mając nawet dwóch obrońców na plecach.

Marek Siwecki zdradził mi jeszcze sensacyjny wręcz fakt z biografii Lewandowskiego. Czyli uświadomił, że brakuje w niej jednego klubu!!! Jak to możliwe? Siwecki wyjaśnia:

„Varsovia współpracowała z Polonią. Oba kluby miały oddzielne drużyny. Tylko rocznik 86 miał wspólną, w której akurat grał Robert, z dwuczłonową nazwą”.   

Czyli skrupulatni statystycy powinni w wieku juniora dopisać mu jeszcze jedną nazwę: Varsovia-Polonia. I na dowód Siwecki pokazał fotkę, na której Lewandowski wraz z kolegami pozuje ze zdobytym pucharem w koszulce Polonii Warszawa. Ciekawe czy bez problemów odszukacie na niej najlepszego obecnie polskiego piłkarza...

 ▬ ▬ ● ▬