2013-03-01
Hity jak śnieg
Zimowe okno transferowe w polskiej lidze zostało zamknięte o północy. Raczej po cichu. Dużo hałasu było kilka dni wcześniej.
Polska to niestety ciągle piłkarska prowincja, więc naiwnością było liczenie na jakiś kosmiczny transfer w ostatniej chwili. Co prawda Lech, chyba z zemsty za podebranie Bereszyńskiego, odgrażał się, że do końca lutego oskubie Legię. Do Poznania mieli się przenieść, ostatnio tylko rezerwowi na Łazienkowskiej, Janusz Gol albo Michał Kucharczyk. Informacja smakowita (co smakuje lepiej niż zemsta?), bo to przecież wciąż potencjalni reprezentanci Polski, ale okazała się kitem, nie hitem.
Okazało się też, że rodzime hity transferowe mają trwałość śniegu podczas odwilży, która wreszcie na dłużej zawitała za oknem. Jeszcze przed tygodniem absolutnym królem mediów był prezes Legii Bogusław Leśnodorski uznawany za głównego architekta zimowych zakupów klubu. Wystarczyła pierwsza wiosenna kolejka i już poszedł w zapomnienie? Na to wygląda, bo teraz tytuły zmieniły kolor na niebieski. Wystarczyło strzelić cztery bramki Ruchowi, by okazało się, że Lech kupował najlepiej. Dwaliszwili z Jodłowcem schowali się w cieniu Teodorczyka i Fina Hämäläinena.
Ciekawy jestem czy jeśli dziś Polonia ogra Lecha w Poznaniu, nowym królem zimowego polowania okaże się, nomem omen, Król Ireneusz? Może ktoś zacznie nawet dorabiać ideologię, że świadomie przewietrzył kadrę, by zrobić miejsce w drużynie dla zdolnych młodziaków i wykreować kolejne gwiazdy? W polskiej piłce wszystko jest możliwe. Także to, że jeden z najzdolniejszych zawodników nie gra pół roku, bo ktoś mu niepotrzebnie pociął nogę. Odlotu z Legii Rafała Wolskiego, bo o nim mowa, w tym oknie transferowym szkoda mi najbardziej. Jest dla mnie brakującym ogniwem reprezentacji. Oczywiście w pełnej dyspozycji fizycznej i odpowiedniej formie. I oczywiście (żeby nie było najmniejszych wątpliwości) NIE JEDYNYM BRAKUJĄCYM OGNIWEM!
Młodych piłkarzy trzeba oglądać w kilku meczach, by zobaczyć co potrafią. W pierwszym z reguły dygotka, zagrania głównie „na alibi”. Debiut ma przecież swoje prawa. Zasada nie sprawdza się przy grajkach, którzy poza umiejętnościami czysto piłkarskimi mają jeszcze to „coś”. Odwagę, przegląd pola, boiskową inteligencję, wizję gry? Pewnie wszystkiego po trochu. Na Wolskiego wystarczyło kilka minut, by przekonać się jaki posiada potencjał. I taki chłopak nie grał pół roku z powodu błędnej diagnozy ostrogi piętowej! Szkoda, że mnie nikt o to nie zapytał.
Jako niespełniona gwiazda postanowiłem w lipcu znów pokopać piłkę po baaaaaaaaaardzo długiej przerwie. Skończyło się wizytą w gabinecie radiologicznym i opisem prześwietlonej stopy: „Ostroga w kości piętowej prawej z oderwaniem fragmentu kostnego”. Chirurg, który ją później badał powiedział, że drugi raz w swojej karierze trafił mu się taki przypadek. Ale poradził sobie z nim bez problemu. Bałem się, że będzie mi kroił nogę, ale nic z tych rzeczy. Stwierdził spokojnie, że potrzebny jest tylko czas, a nie operacja. Miał rację, bo po kilku tygodniach zapomniałem o pięcie, jednak nie o chirurgu. Wizyta miała miejsce w prywatnym gabinecie, w NFZ pewnie czekałbym do dziś, ale pan doktor stwierdził, że skoro nie robił żadnego zabiegu, nie mam za co płacić. Nie dość, że fachowiec, to jeszcze porządny chłop!!! Gdyby ktoś potrzebował, służę kontaktem.
▬ ▬ ● ▬