Humory dopisują

Fot. Trafnie.eu

I Polacy, i Niemcy wierzą w zwycięstwo w Warszawie. Takie odniosłem wrażenie po piątkowych oficjalnych konferencjach prasowych obu reprezentacji.

Był kiedyś taki dowcip – jaki jest szczyt roztargnienia? Założyć hełm na lewą stronę. Nie mam wątpliwości co jest szczytem roztargnienia mniej więcej od początku obecnego tygodnia – nie zapytać nikogo o wynik meczu z Niemcami. Niektóre odpowiedzi czy prognozy rzeczywiście można by uznać za dowcip.

Ja zupełnie na poważnie wybrałem się w piątek na konferencje prasowe obu selekcjonerów. Joachim Löw mnie nie zaskoczył. Pamiętam go z konferencji w lipcu po zdobyciu mistrzostwa świata na Maracanie. Na tej w Warszawie był właściwie taki sam. Gdybym obejrzał jedną po drugiej mógłbym się nawet pomylić w ocenie gdzie i kiedy obie się odbyły.

Pan trener, nazywany przez niemieckie media – Jogi, jest jak dyplomata – elegancki, wyważony w ocenach, kurtuazyjny, ważący każde słowo, by za dużo nie powiedzieć. Dlatego nie zwracałem uwagi na to, co mówi. Raczej starałem się czytać między wierszami. Bo mówił na przykład, że Polska to bardzo silna drużyna, a za główny argument podał jej siłę w majowym meczu towarzyskim w Hamburgu. Czy można mu więc wierzyć, pamiętając jej skład?

Dlatego trzeba na takich konferencjach nauczyć się rozumieć nie to, co ktoś powiedział, ale co chciał powiedzieć. Mnie dała do myślenia odpowiedź na pytanie o Maksa Kruse. Gwiazdor Borussii Mönchengladbach to jedyny potencjalny napastnik powołany na mecz z Polską. Nie był na mistrzostwach świata w Brazylii. W tym sezonie świetnie radzi sobie w Bundeslidze, jego drużyna jest w czołówce tabeli, a on znów w kadrze. Löw wyjaśnił dlaczego ostatnio nie korzystał z jego usług:

„Na jego pozycji mogli grać: Miroslav Klose, Mario Götze i Thomas Müller”.

Ten pierwszy zrezygnował po mistrzostwach z gry w reprezentacji. Dwaj pozostali mi wystarczą. Niech to będzie przestrogą dla tych, którzy uważają, że Niemcy mają najsłabszą drużynę od lat. Może chwilowy problem z powodu kontuzji na niektórych pozycjach, ale potencjał ciągle wielki. Od razu przypomniała mi się dyskusja kto ma zagrać u Nawałki na lewej obronie...

Löw, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, niewinną odpowiedzią pokazał jaką posiada siłę w drużynie. Jako psycholog-amator nawet przez chwilę nie poczułem, by się czegoś obawiał przed sobotnim meczem. Nie mam wątpliwości - chce w Warszawie wygrać.

Nie mam też wątpliwości, że w zwycięstwo wierzą Polacy. Taka refleksja przyszła mi do głowy po ich konferencji na podstawie „wrażenia ogólnego”. Już dawno nie widziałem reprezentantów w tak przednich humorach. Nawałka na pewno nie wyglądał na zestresowanego zbliżającym się meczem. A już świetnie się bawili Grzegorz Krychowiak i Wojciech Szczęsny. Ten pierwszy na początku trochę się pogubił w meandrach języka polskiego:

„Gramy z mistrzoma świata. Nie tylko gramy z faworytem tego spotkania, ale z faworytem całej grupy”.

I tu nie wiadomo po co powiedział:

„Bierhoff”.

Później kontynuował swój wywód:

„Ale zdajemy sobie sprawę, że gramy przed własną publicznością...”

Szczęsnego rozbawił tym do łez. Dosłownie! Bramkarz Arsenalu już do końca konferencji nie mógł opanować śmiechu.

Nie wiem dlaczego Krychowiak wymienił między zdaniami Olivera Bierhoffa, menedżera reprezentacji Niemiec. Przynajmniej ja tak usłyszałem. Może się tak umówili? A może tylko zaczął od tego nazwiska nowe zdanie, którego nie dokończył?

Czasami piłkarze lubią zrobić coś dla jaj. Jerzy Dudek opowiadał mi, że zawodnicy Realu Madryt wymyślili sobie kiedyś zawody kto przyjdzie na konferencję prasową w najbardziej obciachowej czapce z daszkiem.

Bez względu na intencje przyświecające Krychowiakowi, życzę reprezentantom Polski, sobie zresztą też, by ich konferencja po meczu z Niemcami przebiegała w równie szampańskim nastroju, jak ta w piątek.

▬ ▬ ● ▬