...i słodko-kwaśny deser

Dwa polskie zespoły walczyły w czwartek w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy. Do fazy grupowej awansował niestety tylko jeden.

Zacznę od tego, który nie awansował, czyli Rakowa Częstochowa. Odpadł po stracie bramki w drugiej minucie doliczonego czasu dogrywki! Może dlatego ta porażka boli jeszcze bardziej, bo od serii rzutów karnych Raków dzieliło, bez żadnej przesady, kilkadziesiąt sekund.

Przed tygodniem w Częstochowie wygrał ze Slavią 2:1. W rewanżu w Pradze przez godzinę radził sobie naprawdę dobrze z drużyną, która znacznie przewyższała go potencjałem. Mógł zdobyć bramkę, ale nie wykorzystał trzech niezłych sytuacji. A wtedy gospodarze przeprowadzili najładniejszą akcję meczu, po której objęli prowadzenia i zaczęli zdecydowanie przeważać. W konsekwencji dobili gości, już wyraźnie zmęczonych niezwykłą intensywnością gry, szczególnie w pierwszej połowie, w samej końcówce dogrywki.

Przykre, bo Raków miał szansę wyeliminować teoretycznie silniejszego rywala regularnie występującego w fazie grupowej europejskich pucharów. Zawsze w takiej sytuacji powtarzam, że był o tych kilkadziesiąt sekund za słaby. Bo niestety był, nie ma się co oszukiwać. Nie wystarczyła ogromna ambicja i wykorzystanie niemal do perfekcji swoich możliwości, które w porównaniu z drużynami w Europie za mocne ciągle nie są.

W fazie grupowej Ligi Konferencji Europy wystąpi za to Lech. Przed tygodniem wygrał w Poznaniu z F91 Diddeleng 2:0. W czwartek zremisował w rewanżu w Luksemburgu 1:1. Już usłyszałem, że ten wynik i gra mistrza Polski „pozostawiła niesmak”. Na pewno nie miałem po końcowym gwizdku takich odczuć, jak nie miałem przed rozpoczęciem meczu poczucia, według teorii lansowanej w rodzimych mediach, że awans jest dla Lecha obowiązkiem. A nie miałem dlatego, bo pamiętałem, że drużyna Diddeleng potrafiła w pierwszej połowie spotkania w Poznaniu zdominować gospodarzy, więc wcale nie jest taka słaba jak się wielu wydaje.

Trzeba niestety pogodzić się z faktem, co już dość dawno zrobiłem, że drużyny, jak ta z Luksemburga, są z tej samej półki co nasze. Gdyby było inaczej przedstawiciele Ekstraklasy nie zaczynaliby przecież rywalizacji w europejskich pucharach od pierwszej rundy kwalifikacji. Dlatego zamiast znęcać się nad Lechem, wolę poczekać na piątkowe losowanie fazy grupowej, by przekonać się na kogo trafi i mieć nadzieję, że jakieś punkty w europejskiej rywalizacji jeszcze w tym sezonie zdobędzie.

I na koniec słodko-kwaśny deser dla polskich kibiców. Będą mogli już we wrześniu obejrzeć na żywo także mecze fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy. To efekt wojny w Ukrainie, której drużyny zagrają w Polsce. Już wiadomo, że w ramach pierwszych rozgrywek Szachtar Donieck spotka się w Warszawie z Realem Madryt, RB Lipsk i Celtikiem Glasgow. Rywali Dynama Kijów w Lidze Europy, których będzie podejmował w Łodzi, poznamy w piątek.

Z jednej strony słodka świadomość, że na polskich stadionach już na kilkanaście dni trochę będzie się działo. Z drugiej nieco kwaśna refleksja, że w akcji będzie można oglądać tylko zagraniczne drużyny, a nie nasze.

▬ ▬ ● ▬