I straszno, i smieszno

Rosyjskie porzekadło, cytowane przy okazji pokazywanie nonsensów przed zimową olimpiadą w Soczi, pasuje też idealnie do polskiej piłkarskiej rzeczywistości.

Przynajmniej do informacji z ostatnich dni. Choćby tej z Krakowa, gdzie osobnik o pseudonimie „Misiek” ma prowadzić siłownię w nowej hali Wisły. Ten pan wsławił się kiedyś rzadkim wyczynem, gdy podczas meczu pucharowego Wisły z Parmą udało mu się trafić nożem rzuconym z trybun w głowę jednego z włoskich piłkarzy. Była z tego afera na całą Europę, stając się nawet inspiracją do powstania sztuki „Nóż w głowie Dino Baggio”! Życie dopisało do niej dalszy ciąg, skoro „Misiek” zapracował kiedyś na zakaz stadionowy, a teraz na nowych obiektach Wisły zostanie niemal rezydentem.

To nie jedyne koszmary, które wróciły w ostatnich dniach. PZPN ukarał kolejnych winnych za korupcję. Między innymi Wojciecha Sz. Pamiętam jego akcję, gdy zaproponował, że podda się badaniu wariografem i chyba nawet wyszedł z tej próby zwycięsko. Gdyby ktoś nie wiedział, wariograf to urządzenie do wykrywania kłamstw. Jednak dalekie od doskonałości, skoro pan Sz. został właśnie dożywotnio wykluczony ze struktur PZPN. Były wiceprezes Widzewa nagrzeszył w tym klubie w czasach, gdy działał w nim też Zbigniew Boniek. Jednak według zeznań Sz. przyszły prezes PZPN nie wiedział o żadnych kupowanych meczach. Jest więc czysty. Los teraz przekornie znów złączył obu panów, ale tylko po to, by jeden poprzez przedstawicieli związku, którym kieruje, przekazał drugiemu pocałunek śmierci…  

I straszna, i śmieszna wydała mi się informacja (a raczej jej tło), że Legia złożyła ofertę kupna szesnastoletniego pomocnika Lecha, Miłosza Kozaka. Ostatnio interesował się nim nawet Liverpool. Raczej na pewno, nie tylko w wyobraźni jakiegoś agenta, bo informację o tym znalazłem w angielskich mediach. Kozak w piłkę więc już trochę grać potrafi, choć to dopiero kandydat na prawdziwego piłkarza. A jednocześnie szalenie rezolutny młodzieniec, skoro w tak młodym wieku udziela bardzo dorosłych wywiadów. Przez media przetoczyły się właśnie fragmenty jego wypowiedzi opublikowanych na portalach społecznościowych. Najpierw zrugał jak psa prezesa i dyrektora klubowej akademii, którzy nie docenili jego „poświęcenia i ciężkiej pracy na treningach”. I jeszcze dołożył do pieca (pisownia oryginalna):

„W Lechu mnie nie chcą! Potraktowali mnie jak śmiecia! Swojego wychowanka!!! Ja się dla tego klubu wraz z rodzicami poświęciłem od małego!!! Rodzice mnie wozili na treningi i mecze 4 razy w tygodniu po 200 km!!!! Prze 3 lata!!! A oni mnie potraktowali... masakra!”

Młodzian chyba pamięta co się działo przy okazji transferu Bartosza Bereszyńskiego do Legii, więc na wszelki wypadek zabezpiecza sobie tyły:

„Wszystkich kibiców Lecha szanuję za to, ze są z tym klubem i byli ze mną, ale…”

„Do końca chciałem godnie reprezentować Lecha ale na to mi nie pozwolono…”

„Od małego chłopaczka robiłem wszystko żeby w Lechu zaistnieć! Poświęciłem się w 120procentach ciężko pracowałem na treningach…”

„Mam nadzieję ze kibice mnie chociaż trochę zrozumieją! To nie moja wina… Lech mnie nie chce.. Nie chodzi mi o pieniądze (…)”.

Skoro taki elokwentny i wygadany, może założy związek zawodowy młodocianych piłkarzy? Zobaczymy co z niego wyrośnie. Na boisku i poza nim...

Że zawsze może być straszniej, ale już niekoniecznie śmieszniej, uświadomił mi niespodziewanie Dariusz Michalczewski. W swoim felietonie dla „Faktu” stwierdził bez znieczulenia:

„Zaczynam się zastanawiać, czy nie przestać pisać o boksie. Nie chcę zniżać się do tego poziomu, jaki mamy obecnie w naszym pięściarstwie. Najpierw parodystyczna gala w Opolu, a potem atak nożem wiceprezesa polskiego związku na sędziego. Koniec świata!”

Od razu nabrałem pokory. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogę pisać o piłce. Byłoby znacznie gorzej, gdybym na przykład zajmował się boksem. Wychodzi na to, że piłkarskie boiska są jeszcze prawdziwą oazą normalności.

▬ ▬ ● ▬