I tak się trudno rozstać

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o perypetiach związanych ze zmianą klubu przez największe gwiazdy światowego futbolu. Z różnym skutkiem.

Robert Lewandowski przebywa z Barceloną na tournée w Stanach Zjednoczonych. Udzielił tam wywiadu miejscowej sportowej stacji telewizyjnej ESPN. Przejechał się dość ostro po swoim byłym klubie. Zaprzeczył, żeby jego odejście miało coś wspólnego z chęcią podpisania przez Bayern kontraktu z Erlingiem Haalandem i dodał (za: gol24.pl):

„Niektórzy ludzie nie mówili mi prawdy, mówili coś innego. A dla mnie zawsze ważne było, aby być szczerym, pozostać wiernym i może dla kilku osób to był problem. I w końcu wiem, że działo się coś niedobrego z moją osobą i wiedziałem, że nie jest OK, widziałem i czułem, że może to dobry czas, aby wyprowadzić się z Bayernu Monachium i dołączyć do Barcelony. Miałem bardzo dobre relacje z kolegami z drużyny, ze sztabem, z trenerem, i to wszystko, za czym będę tęsknił, bo spędziłem tam piękny czas. I byliśmy nie tylko przyjaciółmi z boiska, ale także czymś więcej. Ale w końcu ten rozdział się skończył i otwieram nowy rozdział w moim życiu i nowy rozdział w mojej karierze. Więc czuję, że jestem we właściwej pozycji, we właściwym miejscu. Tak więc wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni przed moim wyjazdem z Bayernu Monachium, to było oczywiście także dużo polityki. Klub próbował znaleźć argument, dlaczego mogą sprzedać mnie do innego klubu, ponieważ wcześniej trudno było to wytłumaczyć kibicom. I musiałem się z tym pogodzić, mimo że wiele g**** powiedziano na mój temat. To była nieprawda. Ale ostatecznie wiedziałem, że fani, nawet w tym okresie, wciąż bardzo mnie wspierają”.

Nieporozumieniem jest twierdzenie, które już zostało upowszechnione w mediach, że Lewandowski wyjaśnił w wywiadzie powody swojego odejścia. On dopiero zasygnalizował niezwykle frapujący temat. Szczegółów na pewno, prędzej czy później, się dowiemy. Bez względu na nie najsmutniejsza jest dla mnie konstatacja, że jedna z najwspanialszych klubowych karier w historii współczesnej piłki zakończyła się w takich okolicznościach. Osiem lat nieprzerwanych sukcesów Lewandowskiego z Bayernem, bicia kolejnych rekordów, nawet tych teoretycznie nie do pobicia, a po rozstaniu same kwasy. Naprawdę przykre…

Jeszcze smutniejsza refleksja nasuwa się w przypadku innej światowej gwiazdy, Cristiano Ronaldo i jego niedoszłego (na razie) transferu. Otóż rozkapryszony gwiazdor oznajmił właśnie na Instagramie, niczym władca swym poddanym, że znajdzie się w kadrze Manchesteru United na towarzyski mecz z hiszpańskim Rayo Vallecano.

Cóż w tym dziwnego, skoro jest zawodnikiem tego klubu? Niby jest, ale tak jakby go nie było. Nie trenował przed sezonem z drużyną, tylko przygotowywał się do niego… indywidualnie. Angielskie media od tygodni informują, że Ronaldo już niemal w akcie desperacji chce opuścić klub. Ten sam, do którego po wielu latach wracał przed rokiem rozpromieniony ze szczęścia, całując herb na koszulce. Miodowy miesiąc szybko się jednak skończył.

Toksyczne ego wybitnie narcystycznie usposobionego grajka znów wzięło górę, gdy okazało się, że Manchester United nie zdołał zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Gwiazdor nie wyobraża sobie, by mogło go zabraknąć w prestiżowych rozgrywkach w najbliższym sezonie. Chce za wszelką cenę przenieść się do klubu, który będzie w nich występował.

Żenujące widowisko, bowiem Manchester United godząc się na dąsy i pląsy Ronaldo zwyczajnie się ośmiesza. Kiedyś sprowadził go na Old Trafford Alex Ferguson, konsekwentnie kierujący się żelazną zasadą – żaden zawodnik nie może być ważniejszy od klubu. I ten klub właśnie pozwolił Ronaldo, by był od niego ważniejszy! Naprawdę przykre…

▬ ▬ ● ▬