...i Timo na przynętę

Fot. trafnie.eu

Waldemar Fornalik znów się pogrążył. Tym razem dwa tygodnie przed najbliższym meczem. Bez względu na jego wynik jest już praktycznie przegrany. 

Wszystko za sprawą jednego człowieka o nazwisku Lewandowski. Nie chodzi jednak o Roberta, a wyjątkowo o Mariusza. Dziwi mnie nawet, że nikt jeszcze nie zapytał pierwszego o drugiego: „Nie zamierza mu pan jakoś wynagrodzić tego, że mógł przez kilka dni swobodniej pooddychać”? To było wręcz niewiarygodne, że w ubiegłym tygodniu najważniejszym polskim Lewandowskim nie był napastnik Borussii Dortmund, tylko piłkarz FK Sewastopol. Tak narozrabiał właśnie Fornalik, powołując do kadry na mecze z Ukrainą i Anglią Mariusza L.

„Sensacyjne, kontrowersyjne, ryzykowne, niezrozumiałe, rozpaczliwe” – oto tylko kilka komentarzy jakie pojawiły się w mediach na ten temat. Podejrzewam, że gdyby selekcjoner wysłał awaryjne powołanie prezesowi PZPN, wywołałby mniejsze zdziwienie. A tak temat Lewandowskiego (Mariusza) wałkowany jest już kolejny dzień.

Naprawdę trudno mi zrozumieć z czego wynika owo podniecenie, choć zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie znajdę za wielu sojuszników dla swoich przemyśleń. Fornalik może powoływać kogo chce, szczególnie z ligi ukraińskiej przed meczem z Ukrainą. Nawet (prawie) piłkarskiego emeryta, jeśli uzna, że w czymś mu pomoże, wychodząc na boisko choćby na pięć minut, gdy będzie potrzeba.    

Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości co będzie, jeśli Polska nie wygra z Ukrainą w Charkowie. Winny będzie wyłącznie Fornalik i jego „sensacyjne, kontrowersyjne, ryzykowne, niezrozumiałe, rozpaczliwe” powołanie Mariusza L. Nawet jak wygra, a wspomniany kadrowicz pewnie nie pojawi się w wyjściowej jedenastce, więc wtedy z całą pewnością okaże się, że „sensacyjne, kontrowersyjne, ryzykowne, niezrozumiałe, rozpaczliwe” powołanie było nikomu niepotrzebne.  

Czyli - co by się nie wydarzyło, co by Fornalik nie zrobił, jest już praktycznie przegrany. Ale nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo. Pan trener musi być czujny jak żołnierz na pierwszej linii frontu. Nigdy nie wie, z której strony spodziewać się strzału. Jak choćby wczoraj, gdy Ukraińcy ogłosili skład na mecze z Polską i San Marino. Od razu rzuciło mi się w oczy: Anatolij Tymoszczuk (Bayern Monachium). Wszyscy tak właśnie dali!!!

Wymądrzam się, bo akurat przed tygodniem rozmawiałem z dziennikarzem z Augsburga. Jeden ze znajomych poprosił mnie o załatwienie koszulki Bayernu z autografem Ribery’ego. No, ma chłop kaprys, trzeba jakoś pomóc. Więc dlatego poprosiłem tego z Augsburga (niedaleko Monachium) o pomoc. Powiedział, że załatwi, tylko żeby mu dać chwilę. I zaczął się żalić, że „gdyby Timo tu jeszcze grał, byłoby łatwiej”. Bo jest mocno zakumplowany z Tymoszczukiem właśnie. Ale ten w lecie niestety odjechał do Sankt Petersburga...   

Nawet dobrze się złożyło, bo Tymoszczuk cały wczorajszy mecz w Lidze Mistrzów, Zenit grał z Austrią Wiedeń, przesiedział na ławie. Prawie w ukryciu, w oczy się nie rzucał. Ciekawe czy Fornalik się zorientuje?

Ja się zorientowałem po raz kolejny, że pokory nigdy dosyć. Ciekawe czy inni też?

▬ ▬ ● ▬