2014-11-29
...i w Pakistanie, i w Nowej Zelandii
Na kibiców Legii zawsze można liczyć. Tym razem na gościnne występy wybrali się do Belgii. I po raz kolejny rozsławili swój klub na całym świecie.
Przeglądałem w piątek w internecie wiadomości po czwartkowych meczach w Lidze Europejskiej. Artur Jędrzejczyk zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Wiadomość tragiczna. Według wstępnych diagnoz ma z głowy minimum pół roku. Ale kogo to obchodzi poza Krasnodarem, gdzie Jędrzejczyk zarabia na życie, i Polską, której barw z powodzeniem ostatnio bronił na lewej obronie? Jędrzejczyk to jednak nie Sergio Ramos. Bo gdyby temu coś się stało w Lidze Mistrzów dzień wcześniej, odtrąbiłyby to media na wszystkich kontynentach.
Polska piłka pojawiła się jednak w piątek w światowych mediach. Znalazłem informacje po meczu Legii z Lokeren na portalach w Stanach Zjednoczonych, Pakistanie i Nowej Zelandii! Wszystkie pisały o kibicach z Warszawy, którzy pojechali do Belgii i jak zwykle coś nawywijali. Sędzia przerwał zawody na kilka minut z powodu rasistowskich zaczepek pod adresem bramkarza gospodarzy. Do tego doszły tradycyjne problemy z racami i jeszcze zatrzymania przez belgijską policję za różne wybryki. Na pewno na kolejnym meczu będzie skandowanie - „Pozdrowienia do więzienia”...
UEFA ostro walczy z rasizmem, więc nawet nikt nie pyta czy będą kary. Będą na pewno, tylko jakie? W przypadku Legii to recydywa, trudno już zliczyć wszystkie wcześniejsze wykroczenia i nałożone kary. Czy kolejną będzie zamknięcie stadionu? A może nawet wykluczenie z rozgrywek?
Wiceprezes PZPN Roman Kosecki twierdzi, że UEFA jest cierpliwa, ale... Podpowiadam – nie jest ani cierpliwa, ani niecierpliwa. To korporacja, która działa na ściśle określonych zasadach w branży piłkarskiej. Warto z nią kooperować, bo świetnie płaci. Trzeba tylko najpierw spełnić kilka warunków. Legia jednego nie spełniła w lipcu, więc wyleciała z Ligi Mistrzów. Rozpętano wtedy histerię, wskazując winnych - bezdusznych oficjeli z Nyonu.
Jeśli świat postrzega się wyłącznie w kategoriach czerni i bieli, konieczny jest wróg. Po kompromitacji szefostwa klubu w meczu z Celtikiem, UEFA stała się więc wymarzonym celem ataków kibiców z Warszawy.
Tej wojny wygrać nie można, jeśli mierzy się ją racjonalnymi przesłankami. Problem polega na tym, że jedna ze stron ma inną miarkę, więc druga nie rozumie o co w tej grze chodzi. Padają dziwne pytania – dlaczego kibice niszczą swój własny klub? Klub jest dla nich tylko dodatkiem. Wywiesili przecież transparent: „Legia to my”. Oni grają we własnej lidze, już kiedyś to wyjaśniałem. Mają własne klasyfikacje i zasady.
Kibolski honor rządzi się swoimi prawami. Czym gorsza opinia, tym większy prestiż. Nie będzie im UEFA dyktowała co mają robić. Najwyżej dojdą do ściany i rozwalą sobie łeb. Kto tego nie rozumie, nie rozumie też co się wokół dzieje.
Prezes Legii raczej rozumie sytuację doskonale. Sam przecież mówi o sobie, że jest kibicem. Dlatego nie mam wątpliwości, że w tej sprawie nie zrobi nic. Poza zapłaceniem kolejnej kary oczywiście. Gdyby chciał coś zrobić, zrobiłby już wcześniej. Nikt mi nie wmówi, że wielką sektorówkę z różową świnią, przedstawiającą UEFA (pojawiła się w sierpniu na „Żylecie” na meczu z Aktobe), można wnieść na stadion bez niczyjej wiedzy.
Dlatego nie zadaję głupich pytań. I nie oczekuję na mądre odpowiedzi. Oczekuję najwyżej na kolejną decyzję UEFA.
▬ ▬ ● ▬