Igrzyska gladiatorów

Fot. Trafnie.eu

Informacje z ostatnich dni dowodzą, że żyjemy w rzeczywistościach równoległych. I nie potrzeba do udowodnienia zasadności tej tezy żadnych naukowców.
 
Wnioski nasuwają się same po przeanalizowaniu faktów z piłkarskiego świata. Daje się odczuć coraz większe parcie na wznowienie za wszelką cenę rozgrywek ligowych w poszczególnych krajach. Wyznaczane są już nawet konkretne terminy, choć czasami aż trzy, jak w przypadku niemieckiej Bundesligi, co najlepiej świadczy, że są to na razie wyłącznie deklaracje czysto życzeniowe, a wszystkim i tak nadal niepodzielnie rządzi nieobliczalny koronawirus.
 
Nie zmienia to w niczym faktu, że niektórzy próbują zaklinać rzeczywistość przeskakując do innej i zapominając o poprzedniej. Bo jak wytłumaczyć, że jeszcze niedawno wszyscy klepali na okrągło, że zdrowie zawodników jest najważniejsze, piłka musi zejść na dalszy plan, a teraz nastąpiła wyraźna zmiana w ustalaniu priorytetów, co w sposób nie pozostawiający wątpliwości potwierdził napastnik Fortuny Düsseldorf Dawid Kownacki (za: przegladsportowy.pl):
 
„Determinacja klubów jest duża, bo to walka o wielkie pieniądze. Nieporównywalne z polską ekstraklasą. Jeśli nie dogramy tego sezonu, to wszystkie kluby Bundesligi stracą łącznie 770 milionów euro. Taka kwota działa na wyobraźnię, wszystkim zależy, by wrócić na boiska. Nie tylko najmniejszym, którzy boją się bankructwa. Przede wszystkim niemieckiej federacji. Jeśli to się uda, zasady będą bardzo restrykcyjne. Z tego, co czytałem i słyszałem w klubie, mamy grać co trzy dni, bez publiczności. Wszyscy zawodnicy zostaną przed każdą kolejką przebadani na obecność koronawirusa. Jeśli ktoś będzie miał wynik pozytywny, zostanie odizolowany od drużyny, a pozostali będą kontynuować rozgrywki. Klub będzie uczestniczył w nich do momentu, kiedy w zespole zostanie 13 zawodników z pola i dwóch bramkarzy”.
 
Jeśli dobrze zrozumiałem, będzie to przypominało igrzyska gladiatorów – kto przeżyje, gra dalej. I mam WIELKĄ NADZIEJĘ, że powyższe zdanie okaże się wyłącznie przenośnią, a zawodnicy z pozytywnym wynikiem zapłacą najwyżej zdrowiem, niczym więcej. Nurtuje mnie tylko pytanie – co będzie, jeśli zdekompletowane zostaną wszystkie drużyny Bundesligi? Nawet nie będę rozwijał tematu, by nie zostać posądzonym przez spragnionych powrotu rozgrywek o „katastroficzne prognozy”, bo właśnie na takie określenie trafiłem w mediach.
 
Zadziwiające jest, że daje się odczuć niezwykłe parcie na wznowienie rozgrywek, a z drugiej strony słychać coraz dramatyczniejsze apele o ich wstrzymanie. Chodzi o Białoruś i miejscową ligę, której rozgrywki toczą się w najlepsze. Miejscowy dyktator stwierdził, że problemu nie ma i radzi, że jeśli ktoś boi się wroga pod nazwą COVID-19, niech walnie sobie kielicha, bo według niego wódka jest najlepszym lekarstwem. Choć nie wiem, czy pomaga pokonać strach, czy wirusa?
 
Oto największy paradoks piłkarskiej Europy żyjącej w różnych rzeczywistościach – co dla jednych jest marzeniem (wznowienie rozgrywek), dla innych przekleństwem (strach przed zarażeniem podczas meczów na boisku i na trybunach). Jedno jest tylko wspólne – o obu przypadkach nadal niepodzielnie rządzi koronawirus i nikt nie wie jak długo jeszcze. 
 
  ▬ ▬ ● ▬