Jacek, to nie twoja wina…

Fot. Trafnie.eu

W Legii dzieją się ostatnio bardzo ciekawe rzeczy. Próbuję je jakoś pozbierać do kupy, ale muszę przyznać, że niestety nie daję rady.

W niedzielę warszawska drużyna zadebiutowała pod wodza nowego trenera Romeo Jozaca. Wygrała u siebie 1:0 z Cracovią. Chorwacki szkoleniowiec na konferencji po meczu zaprezentował się jako człowiek bardzo pewny siebie. Z tego co mówił, można było wyciągnąć wniosek, że mimo wielu niedociągnięć było nieźle, a będzie zdecydowanie lepiej. Gdybym nie widział, co dzieło się na boisku, dałbym się mu przekonać. Ale niestety widziałem.

Jozac mówi w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że zna swoją wartość. Moment, gdy pierwszy raz pojawił się w szatni Legii opisał dokładnie tak - „było tam minus sto stopni”. Oczywiście można przetłumaczyć, że „piłkarze byli mocno zdołowani”, ale ta subtelna różnica ma swoje znacznie. Skoro teraz twierdzi, że widział w drużynie pasję i motywację w meczu z Cracovią, znaczy, że efekt nowego trenera zadziałał. Podnieśli się z dna.

Tylko, że ja zupełnie nie widziałem tego, co widział Jozak. Nie tylko ja zresztą. Kibice przez ponad godzinę mocno dopingowali swoją drużynę. Potem już nie mogli zdzierżyć i zaczęli:

„Legia grać, k… mać”.

Bo wyglądało to marnie, nawet bardzo. W końcu udało się wcisnąć jedną bramkę, choć to raczej goście ją podarowali. Jeden z ich obrońców zamiast spokojnie podać do bramkarza, wybił piłkę na aut w pobliżu swojego pola karnego. Szybkie wznowienie gry zakończyło się zdobyciem gola.

Czy Legia z Jackiem Magierą zagrałaby gorzej? Nie sądzę. Były trener Legii był głównym aktorem niedzielnego spotkania, jako wielki nieobecny. Speaker tuż przed meczem podziękował mu za wszystko, co zrobił dla klubu w niecały rok, a po chwili wtórowali mu kibice. Bardzo mnie to cieszy, darzę bowiem Magierę sympatią jako inteligentnego człowieka. Nie przeszkadza to jednak w trzeźwej ocenie wydarzeń na stadionie.

Niby drobiazg, ale poprzez zdanie wypowiedziane przez speakera, klub tylko wzmógł presję na swoim nowym szkoleniowcu. A przecież to był jego debiut na trenerskiej ławce w samodzielnej pracy na poziomie seniorów. Trochę brak w tym logiki. Jozak przyznał, że piłkarze w pierwszych minutach czuli ciśnienie z trybun. Kibice częstowali ich mało przychylnymi przyśpiewkami:

„Jacek, to nie twoja wina, to ch… jest drużyna”.

Albo:

„Zamiast zmieniać wciąż trenerów, przehandlujcie tych kelnerów”.

Chorwacki szkoleniowiec stwierdził, że życzy Magierze wszystkie dobrego w dalszej karierze i chętnie, by się z nim spotkał. Dlaczego więc jeszcze się nie spotkał? Czy ktoś wierzy, że Magiera by odmówił? Zrobiłby wszystko dla dobra klubu, w którym jest zakochany. Dlaczego nikt w tym klubie dotąd na to nie wpadł?

Właściciel Legii Mariusz Mioduski zadeklarował w sprawie Jozaka:
(za: przegladsportowy.pl):

„Ma moje zaufanie i wsparcie asystentów. Jestem przekonany, że ma siłę, wiedzę i pewność siebie wynikającą z osiągnięć, która pozwoli mu trafnie ocenić sytuację, zmotywować i dotrzeć do zawodników”.

Czyli Chorwatowi można po przyjacielsku doradzić – uważaj, bo już prawie jesteś zwolniony! Zaledwie przed miesiącem Mioduski tak mówił przecież o Magierze (za: wp.pl):

„Nie ma planu, żeby zwolnić Jacka. Zwalnia się wtedy, jeśli od strony relacji w szatni nie ma nadziei. To co się stało z Hasim, który stracił umiejętność dotarcia do zawodników. Wtedy trzeba podjąć decyzję. Ale z Jackiem nie przewiduję takiego scenariusza. WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE MA WSPARCIE I NIKT NIE MOŻE PRÓBOWAĆ GO WYSADZIĆ. Mówią, że Legia to nie miejsce na naukę. Ale który trener przyjdzie, nie popełni błędów, zagwarantuje wynik? Żaden. Wolę postawić na człowieka stąd. Wiadomo jakim jest człowiekiem, jakie ma umiejętności, co znaczy dla tego klubu. Razem musimy przejść ten trudny okres. Jak to zrobimy, on będzie dwa razy lepszym trenerem”.

Wszystko się „sprawdziło” – Magiery nikt nie zwolnił, a drużynę prowadzi „człowiek stąd”, do tego z wielkim seniorskim doświadczeniem, bo przecież w Legii nie ma miejsca na naukę. Na naukę, że słowo powinno mieć swoją wartość, szczególnie w ustach kogoś, kto tak lubi się chwalić biznesowymi doświadczeniami.

Pan prezes lansuje już jednak nową teorię:

„Zawsze jest tak, że jak nowy trener zaczyna, to każdym myśli, że będzie trenerem na długi okres. Wszystko jednak weryfikuje boisko. Popatrzmy na wszystkie ligi. Średni czas pracy trenera to mniej niż dwanaście miesięcy”.

Genialne! Szkoda, że nie porozmawiał na ten temat z Jozakiem. Bo ten, jak wyczytałem, zajmował się kiedyś między innymi badaniami nad długością pracy trenerów. I wyszło mu, że najlepsze wyniki osiągają ci, którzy pracują co najmniej dwa lata...

▬ ▬ ● ▬