Jak długo jeszcze?

Fot. Trafnie.eu

Obejrzałem mecz z kategorii nienormalnych. Najgorsze jest to, że dla jednego klubu takie stały się w tym sezonie... normą. Podobno ma być inaczej, ale...

W meczu drugiej ligi zwanej pierwszą Arka pokonała w Gdyni Miedź Legnica 2:1. Pokonała zasłużenie, co przyznał nawet trener drużyny gości Radosław Bella. Nie wszyscy potrafią być tak obiektywni w ocenie poczynań własnej drużyny. On na szczęście potrafi, co cieszy. Potrafił też przed rozpoczęciem konferencji prasowej po meczu przywitać się ze wszystkimi obecnymi na sali dziennikarzami (!), co również cieszy.

Trener Arki Wojciech Łobodziński, wyraźnie rozluźniony po odniesionym zwycięstwie, był uśmiechnięty od ucha do ucha, co w tym sezonie raczej za często mu się nie zdarzało. Bo obejmując posadę w gdyńskim klubie chyba nie przypuszczał, że będzie pracował w warunkach frontowych. Choć zabrzmi to dziwnie, ale wyniki prowadzonej przez niego drużyny schodzą na plan dalszy. Głównym tematem od pierwszego meczu jest konflikt pomiędzy właścicielem klubu, a całą grupą osób związanych z Gdynią i sympatyzujących z Arką (mniejszościowi akcjonariusze, lokalni sponsorzy, władze miejskie, kibice), o czym wspomniałem w tekście przed dwoma miesiącami (za: wyborcza.pl):

„Kolejne nieudane podejście do awansu do ekstraklasy i zajęcie odległej, ósmej pozycji w tabeli I ligi sprawiło, że cierpliwość kibiców względem właścicieli klubu wyczerpała się. Od kilku tygodni Jarosław i Michał Kołakowscy są na cenzurowanym, stali się nad morzem persona non grata.

Formalnie klubem rządzi Michał Kołakowski, lecz wszyscy zdają sobie sprawę z roli, jaką pełni jego ojciec, Jarosław Kołakowski, prężnie działający menedżer piłkarski, szef agencji KFM, do której należy kilkunastu piłkarzy występujących w Arce w minionej kampanii. Chociaż formalnie z klubem z Gdyni nie ma nic wspólnego, to on, jak twierdzą kibice i niektórzy byli piłkarze, podejmuje wszystkie decyzje”.

Efekt jest taki, że mecze rozgrywane przez Arkę na własnym stadionie są bojkotowane przez większość jej kibiców. Gdy powiedziałem znajomej z Gdyni, że na taki się wybieram, spojrzała na mnie z wyraźną pogardą:

„Dlaczego? Przecież nikt na Arkę nie chodzi”.

Choć piłką specjalnie się nie interesuje, jednak była w temacie. To samo powiedział mi dzień wcześniej jej syn, który w odróżnieniu od mamy na meczach Arki bywał wielokrotnie. Zostałem przez nich potraktowany niczym jakiś łamistrajk. Próbowałem tłumaczyć, że po to idę właśnie na mecz, by opisać nienormalną sytuację. Nie wiem jednak, czy obydwoje przekonałem. Raczej wątpię.

W drodze na gdyński stadion spotkałem tylko kilku kibiców w żółtych koszulkach Arki, którzy zmierzali tam, by obejrzeć mecz. To ci, którzy z bojkotu się wyłamali. Wszyscy zmieścili się na głównej trybunie, na której poza zajmowanymi przez nich krzesełkami pozostało jeszcze wiele wolnych miejsc. Trzy pozostałe trybuny były puste, sprawiając, przynajmniej na mnie, przygnębiające wrażenie. Jeszcze gorzej z atmosferą na stadionie, wyjątkowo smętną. Nikt z obecnych nawet raz nie próbował dopingować piłkarzy. Nagradzali ich najwyżej brawami po udanych akcjach.

Za to na zewnątrz sporo się działo. Kibice zgromadzili się pod stadionem bezpośrednio przy wejściu na trybunę za bramką, na której wcześniej zasiadali. I przez cały mecz dopingowali swoich piłkarzy na tyle głośno, że ich doping słychać było wewnątrz stadionu!

Najpierw:

„Jesteśmy z wami, Areczko, jesteśmy z wami...”

Potem:

„Wyp...”

Można się domyślić do kogo adresowane. Jeszcze w dłuższej wersji, której nie mogłem w całości zrozumieć.

I jeszcze:

O Areczko, Areczko, Areczko, ty najlepszych kibiców w Polsce masz...”

A następnie kolejne przyśpiewki, tak przez cały mecz.

Piłkarze potrafili to docenić, bo gdy się skończył, wyszli pod główną trybuną do ogrodzenia stadionu i podziękowali za wsparcie kibicom stojącym po drugiej stronie. W ich grupie był Mirosław Niemczyk. Wyjął papierową legitymację w żółto-niebieskich barwach, mówiąc:

„Niech pan zobaczy. W 1976 roku zakładałem pierwszy Klub Kibica Arki!”

Legitymacja, dziś bezcenna pamiątka, dokumentowała właśnie przynależność do tego klubu. Pan Mirosław jest dziś emerytem mieszkającym w Stanach Zjednoczonych:

„Przyjeżdżam do Polski dwa razy z roku. Ale w tym na mecze Arki nie chodzę. Przyłączam się do bojkotu”.

Życzyłem mu na pożegnanie, by sytuacja w jego ukochanym klubie znów była normalna. Na pewno kiedyś będzie, nie wiadomo tylko kiedy. Skonfliktowane strony zaczęły ze sobą rozmawiać, co niewątpliwie cieszy. Opublikowano komunikat:

„Zakończyło się pierwsze spotkanie przy okrągłym stole dotyczącym naprawy sytuacji wokół Arki Gdynia. Rozmowy trwały sześć godzin i przebiegały w atmosferze wzajemnego szacunku, wybrzmiały wspólne cele, troska o losy Klubu i wola szukania rozwiązania, choć na ten moment każda ze stron pozostaje na swoich pierwotnych pozycjach. Wkrótce kolejne spotkanie, na którym strony mają zaprezentować interesariuszom Arki wizję rozwoju Klubu i wyjścia z kryzysu”.

Po tym, co zobaczyłem na meczu Arki z Miedzią na stadionie i wokół niego, wielkim optymistą raczej nie jestem.

▬ ▬ ● ▬

Galeria