Jak łatwo z geniusza stać się...

Fot. Trafnie.eu

Po pierwszych ćwierćfinałach Ligi Mistrzów trudno o optymistyczne wnioski. Ale tylko dla tych, którzy nie kibicują jednemu z prawie pewnych półfinalistów.

Oczywiście wszystko jeszcze się może zdarzyć, ale po pierwszej ćwierćfinałowej serii faworytów do awansu wskazać łatwo. Czy w półfinale zagrają Real Madryt, Barcelona, Bayern Monachium i Liverpool? Bardzo prawdopodobne, skoro we wtorek i środę odniosły zwycięstwa, w większości przekonujące.

I tak sukces, że jest jedna niespodzianka. Bo za taką uważam wynik w meczu dwóch angielskich drużyn. Nie przypuszczałem, chyba nie tylko ja, że Liverpool nadspodziewanie łatwo zleje Manchester City 3:0. I nawet fakt, że jako jedyny pokonał wcześniej lidera Premier League również w tych rozgrywkach, niczego nie zmienia.

Wynik 3:0 nie mówi wszystkiego. Można było odnieść wrażenie, że drużyna prowadzona przez Pepa Guardiolę nie dojechała na mecz. Jak to możliwe? Chyba najbardziej chciałby wiedzieć sam Guardiola.

Od kilku lat czekam na jakąś zmianę w gronie europejskich gigantów. Dlatego kibicuje drużynom, które jeszcze nie zdobyły Pucharu Mistrzów, a przynajmniej w teorii mogą się włączyć do walki o trofeum. W tym sezonie z „moich” najpierw odpadło Atletico Madryt, potem Paris Saint-Germain, a teraz wiele wskazuje, że także Manchester City.

Czyli elitarne rozgrywki stają się jeszcze bardziej elitarne, co akurat nie jest odkrywczym wnioskiem. Wypada więc kibicować Liverpoolowi, jeśli oczywiście awansuje do półfinału. Bo jego obecność w tym gronie byłaby pewną niespodzianką, przynajmniej dla mnie.

Liverpool już kiedyś dokonał niemożliwego. Było to w 2005 roku z kluczową rolą naszego Jerzego Dudka w finale. Ale trzeba docenić jeszcze wkład ówczesnego menedżera Rafy Beniteza. Uważam, że odprawienie w półfinale Chelsea, a później wygranie na karne w finale z Milanem (do przerwy 0:3!), pozostaje najlepszym przykładem, jak można w pucharach ograć drużyny z teoretycznie większym potencjałem.

Czy obecny menedżer Liverpoolu Jürgen Klopp powtórzy wyczyn Beniteza? Bardzo bym chciał, choć najpierw sam musi w to uwierzyć. A jeszcze wcześniej nie przegrać w rewanżu w Manchesterze zbyt wysoko i nie odpaść z rozgrywek. Zwycięstwo Liverpoolu w maju w Kijowie byłoby wymarzonym scenariuszem. Pewnie mówiono by o nim przez lata. Prawie tyle, co o pamiętnym finale w Stambule w 2005 roku.

Na razie media poświęcają sporo miejsca Kloppowi robiąc z niego przede wszystkim specjalistę od ogrywania Guardioli, najpierw w Bundeslidze, teraz w Premier League i Lidze Mistrzów. Gdybym uwierzył we wszystko co, po środowej porażce, wygaduje się o tym drugim, doszedłbym do wniosku, że to totalny nieudacznik, który powinien być natychmiast pogoniony z Manchesteru.

A przecież jeszcze przed chwilą był fantastycznym menedżerem, stworzył prawdziwą maszynę gromiącą rywali w Premier League i dosłownie za moment może świętować zdobycie tytułu mistrzowskiego. Śmieszy mnie, jak z geniusza można po jednym meczu stać się niedorajdą. W takich niestety żyjemy czasach. Warto, by trenerzy czterech drużyn, które wygrały pierwsze ćwierćfinały, też o tym pamiętali przed rewanżami...

▬ ▬ ● ▬