Jak śmieć nad rzeką

Fot. Trafnie.eu

Miało być o dwóch kolejnych meczach ćwierćfinałowych. I będzie, ale będzie głównie o moich kolejnych przygodach podróżniczych podczas EURO 2024.

Mecze ćwierćfinałowe rozegrane w sobotę wyłoniły drugą parę półfinałową. W środę w Dortmundzie o miejsce w finale zagrają Anglicy z Holendrami. Pierwsi po zremisowanym 1:1 meczu w Düsseldorfie pokonali w serii rzutów karnych Szwajcarów. Drudzy, choć w Berlinie przegrywali do przerwy z Turkami 0:1, zdołali w drugiej połowie strzelić im dwie bramki, by zwyciężyć 2:1. Wyniki nie powinny raczej dziwić, bo na giełdzie typów i przewidywań przed mistrzostwami obie zwycięskie drużyny oceniano wyżej od obu ogranych w ćwierćfinale.

Byłem na meczu w Düsseldorfie, który na pewno nie należał do tych, które pamięta się latami. Obawiam się, że znacznie dłużej zapamiętam niespodziewane przygody jakie zafundowali mi jego organizatorzy. Gdy skończyła się seria rzutów karnych, chciałem jak najszybciej dostać się do Kolonii, by tam zobaczyć ile się jeszcze da z końcówki drugiego ćwierćfinału w Berlinie.

Pognałem więc jak najszybciej na pętlę tramwajową znajdującą się pod stadionem. Linia 78 jeździ prosto na dworzec kolejowy. Skorzystałem z niej przed meczem. Jednak ku mojemu zdumieniu na drodze stanęli wolontariusze z tablicami „No metro”, bo tak nazywany jest tramwaj poruszający się w centrum miasta pod ziemią.

Gdy teraz oceniam tę sytuację na spokojnie, wydaje mi się, że był to tylko zabieg mający na celu zniechęcić kibiców do korzystania z tego środka transportu. Niemożliwe bowiem, by tramwaje w ogóle przestały jeździć na tej trasie, szczególnie po meczu. Jednak sugestie wolontariuszy nie pozostawiały złudzeń, że należy udać się w drugą stronę, gdzie czekały autobusy odwożące kibiców do „centrum Düsseldorfu”, według informacji znajdującej się na wyświetlaczach nad przednią szybą.

Dostanie się do nich nie było aż takie trudne i dość szybko ruszyły w drogę. Niestety równie szybko zatrzymały się na jakimś przystanku. Osoby ze służby porządkowej kazały wszystkim wysiadać. Nie trzeba było znać niemieckiego, by zrozumieć, że to koniec podróży, bo autobusy muszą wracać pod stadion po kolejnych kibiców.

Znalazłem się więc niedaleko nadrzecznego bulwaru – Rheinpromenade, na wysokości Rheinterrasse. Żadnych przystanków tramwajów czy autobusów w pobliżu nie było. Przedstawiciele służb porządkowych pokazywali tylko sugestywnie wymachując rękami, że do centrum trzeba iść we wskazywanym kierunku. Poczułem się jak śmieć wyrzucony nad rzeką, by w ten prosty sposób pozbyć się związanych z nim problemów. Spadaj i radź już sobie sam.

Nie mając wyjścia, ruszyłem w drogę. Gdy dotarłem do Strefy Kibica przy Burgplatz, na telebimach można było oglądać mecz Holendrów z Turkami. Policjant zapytany o najbliższy przystanek tramwajowy, kazał mi iść do głównej ulicy, a po skręcie w prawo miałem tam go znaleźć. I rzeczywiście, po pokonaniu w sumie około 2,5 kilometra (sprawdziłem potem wszystko na planie), znalazłem przystanek - D-Heinrich-Heine-Allee. Ku mojemu zdumieniu podjechał na niego tramwaj numer 78, który przecież miał nie kursować ze stadionu! Po kilkunastu minutach byłem wreszcie na dworcu.

Dojechałem do Kolonii S-Bahnem, oczywiście opóźnionym. Nie zdążyłem nawet na końcówkę meczu Holendrów z Turkami…

▬ ▬ ● ▬