Jakie kuriozum?

Podobno podróże kształcą. Przynajmniej powinny. Pomyślałem więc, że warto pochylić się nad dwoma informacjami z dalekich krajów, które coś nawet łączy.

Trafiłem na nie w ostatnich dniach, a dotyczą zdarzeń związanych z piłką na dwóch końcach świata. Zacznę od tej z Korei Południowej (za: meczyki.pl):

„Od następnego sezonu, w K-League, lidze będącej najwyższym poziomem rozgrywkowym w kraju, po raz pierwszy od 27 lat będą mogli występować zagraniczni bramkarze. Decyzja została oficjalnie podjęta przez władze Korea Professional Football League.

- K-League ograniczyła udział zagranicznych bramkarzy począwszy od 1996 roku i wprowadziła pełny zakaz w 1999 roku. Celem było zachęcenie do rozwoju krajowych bramkarzy, ponieważ większość klubów w tym czasie polegała na obcokrajowcach, jeśli chodzi o tę pozycję - czytamy.

Zgodnie z raportem K-League United, władze ligi wyjaśniły, że obecnie funkcjonujące prawo doprowadziło do nieproporcjonalnego wzrostu płac, co było głównym powodem jego zniesienia”.

Od razu przekornie skojarzyłem tę informację z… Polską. Bo to przecież pomysł podobny, przynajmniej dla mnie, do przepisu o naszym młodzieżowcu! Też próba przygotowana administracyjnie łatwej ścieżki dojścia do wielkiej kariery. Ale taka droga na skróty może prowadzić wyłącznie na manowce. Nie przypominam sobie, bym znał choć jednego koreańskiego bramkarza, który dzięki temu choremu przepisowi zrobił prawdziwą karierę. Bo tej na skróty zrobić się nie da.

A świadczy o tym także lansowany od kilku lat w ojczyźnie przepis o młodzieżowcu. Jak pomógł w karierach młodych piłkarzy świadczą chociażby wyniki trwających mistrzostw Europy do lat 21. Mam przynajmniej satysfakcję, że wyśmiewałem wspomniany pomysł od samego początku.

Oba przepisy, i koreański, i polski, można by zaopatrzyć w słowo, które od pewnego czasu robi w internecie zawrotną karierę, regularnie pojawiając się w tytułach. To „kuriozum”. Użyte zostało między innymi w tekście, który utkwił mi niedawno w pamięci, a dotyczył wydarzenia na drugim końcu świata, czyli w Stanach Zjednoczonych. Już w tytule ochrzczone je właśnie jako „kuriozum”. Trwają tam klubowe mistrzostwa świata, podczas których mecz Benfiki Lizbona z Auckland City został przerwany na ponad dwie godziny. Tylko co to za „kuriozum”, skoro (za: meczyki.pl):

„Zgodnie z przepisami, które obowiązują w USA, w takich okolicznościach nie można kontynuować gry. Gra pozostaje zawieszona do momentu uspokojenia się sytuacji. Może być wznowiona dopiero po 30 minutach od zaobserwowania ostatniego pioruna. Protokołu bezpieczeństwa nie wyczerpuje samo przerwanie gry. Dodatkowo prowadzenia jest ewakuacja kibiców znajdujących się na trybunach”.

Mecz odbywał się w Orlando na Florydzie, czyli w regionie, w którym notuje się statystycznie najwięcej w Stanach Zjednoczonych burz z wyładowaniami atmosferycznymi. Może więc zamiast używać efekciarskich słów, lepiej przyjąć do wiadomości obowiązujące w tym kraju procedury stosowane przy takiej pogodzie, bo nie są tam niczym niezwykłym. Wiedza powinna się przydać, skoro w przyszłym roku na Florydzie odbędą się też mecze mistrzostw świata, ale reprezentacji, nie klubów, podczas których wspomniane procedury będą również obowiązywać.

▬ ▬ ● ▬