Jakim ja jestem szczęściarzem!

Fot. Trafnie.eu

Uświadomiłem to sobie, gdy jechałem pociągiem na kolejny mecz. Kibic z Japonii zapytał mnie ile ich już obejrzałem. Odpowiedź była dla niego...

Podliczyłem i podałem mu liczbę (wtedy z siedem czy osiem). Otworzył jak mógł najszerzej oczy z niedowierzaniem. Zapytałem ile on dotychczas obejrzał? Jeden mecz. Szykował się z podnieceniem na drugi. Dlatego stałem się obiektem owej zazdrości. W oczach kibiców ktoś, kto jeździ z meczu na mecz, nie musząc wcześniej walczyć o każdą wejściówkę, jest jak przedstawiciel wyższej kasty. I za takie mnie uznał.

Dziennikarze inną miarą mierzą mistrzostwa. Otrzymanie akredytacji, w dużym skrócie, to przepustka tylko do biura prasowego. Żeby zobaczyć mecz, trzeba starać się dodatkowo o bilet na miejsca na trybunie prasowej. Im łatwiej je otrzymać, tym lepiej wspomina się turniej.

Przy ich przydzielaniu FIFA stosuje skomplikowaną drabinkę. Z jednej strony priorytet mają największe media, zaczynając od międzynarodowych agencji informacyjnych, poprzez agencje krajowe, największe krajowe dzienniki, itp, itd. Z drugiej strony priorytet mają też dziennikarze i fotoreporterzy z krajów, których reprezentacje występują w mistrzostwach. Dlatego z pewnością awans orłów Nawałki do finałów w Rosji bardzo mi pomógł.

Bo grzechem byłoby się na cokolwiek skarżyć. Właśnie przeczytałem maila z FIFA informującego, że został mi przydzielony bilet na finał!!! Czyli dostawałem wszystkie bez żadnego problemu. W sumie aż na osiemnaście meczów. Mistrzostwa w Rosji, choć nie tylko z tego powodu, będę wspominał z rozkoszą.

Dla równowagi tylko wspomnę, że trochę gorzej było w przypadku biletów, a właściwie bardzo pożądanych niewielkich bilecików, na konferencje prasowe i do Mixed Zone, czyli strefy udzielania wywiadów. Tak jest zawsze, gdy zdecydowanie więcej chętnych niż miejsc.

Poza tym w Mixed Zone trzeba się jeszcze do kogoś dopchać. Swobodne pogadanie z największymi gwiazdami jest po prostu niemożliwe. Wiele z nich ma do tego stosunek mocno olewający. Na pewno nie należy do nich nasz Robert Lewandowski. Zatrzyma się i porozmawia zawsze. Z reguły odchodzi do autokaru jako ostatni, jak przystało na prawdziwego kapitana…

Zawsze staram się wykorzystać możliwość dostania do Mixed Zone, by poobserwować chociaż zachowania zawodników. Szybko można się przekonać nie tyle jakim kto jest piłkarzem, ale także człowiekiem. Zadzieranie nosa i gwiazdorskie nawyki widoczne jak na dłoni.

Dlatego ciągle mam w pamięci jak podczas mistrzostw w Brazylii przed dwoma laty dwie belgijskie gwiazdki, Eden Hazard i Marouane Fellaini, przemaszerowały przez Mixed Zone nie tylko totalnie ignorując wszelkie prośby o wypowiedź, ale robiąc to w wyjątkowo butny sposób. Brakowało w ich ustach jedynie podsumowującego słowa: „Sp...”. Może mi ktoś wierzyć lub nie, ale od tamtej pory, gdy obserwuje obu w akcji, zawsze automatycznie z tyłu głowy pojawia się kadr z tą scena z Brazylii.

Choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że każdy kibic oglądający mecz mistrzostw z trybun dałby wiele, by choć raz w życiu zobaczyć z bliska rozkapryszone gwiazdki, które ja mam okazję oglądać prawie bez ograniczeń.

h▬ ▬ ● ▬