Jednak zwycięstwo

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o występach moich rodaków w europejskich pucharach. I to nie tylko na piłkarskich boiskach.

Niewątpliwie bohaterem tygodnia w mediach stał się Wojciech Szczęsny. Jego próba „kiwki” w samej końcówce wyjazdowego meczu Barcelony z Club Brugge zakończyła się utratą piłki i w konsekwencji zdobyciem bramki, która dawałaby gospodarzom zwycięstwo. Ale tylko na moment, bowiem sędzia, po analizie VAR, jej nie uznał, dopatrując się faulu na polskim bramkarzu.

I zaczęła się burza w mediach. Zastanawiam się, czy byłaby taka sama, gdyby gola uznał. Podejrzewam, że podobna, tylko atakowała by go inna grupa, czyli ci, sympatyzujący z Barceloną. A to koronny dowód, że najgorzej we współczesnej piłce mają właśnie sędziowie. Na nich zawsze koncentruje się frustracja tych, dla których są rozjemcami. Bo piłkarze pozostają praktycznie bezkarni, cokolwiek by nie odstawili na murawie.

Piłka nożna ma tę wadę, że część przepisów, tych budzących najwięcej kontrowersji – dotycząca fauli czy zagrań ręką, jest wybitnie nieostra. W naturalny więc sposób polega na interpretacji dokonywanej przez sędziów według określonych kryteriów, które, przynajmniej dla mnie, często logiczne nie są. Już kiedyś pisałem o niemal wyeliminowaniu w ten sposób gry wślizgami. A zalewie przed kilkoma dniami, przy okazji szopki odstawionej podczas meczu przez piłkarza Pogoni Szczecin, Musę Juwary’ego, zwracałem uwagę na prawdziwą zarazę jaką stało się „łapanie kontaktu z rywalem”.

Jasno przedstawię swoje stanowisko dotyczące bulwersującej sytuacji z meczu Club Brugge z Barceloną – żadnego faulu na bramkarzu nie było! Ale gdy czytam, że Szczęsny za „nabranie sędziego” powinien „dostać czerwoną kartkę”, reaguję z pobłażaniem. Jak można „nabrać sędziego” (raczej sędziów), skoro oglądają wszystko na ekranie monitora na VAR-ze w takim tempie, w jakim chcą i tyle razy, ile chcą?

Dopóki nie nakaże się im inaczej interpretować boiskowe sytuacje, by nie odgwizdywać każdego „złapania kontaktu z rywalem” czy muśnięcia ręki przez piłkę w polu karnym, tak długo podobne, budzące mnóstwo wątpliwości, będą w każdej kolejce ligowej (pucharowej), w każdym meczu.

Teraz o innym wyczynie moich rodaków też w europejskich rozgrywkach pucharowych. Występ czterech polskich drużyn, wbrew pogrzebowym nastrojom w mediach, wcale nie był pozbawiony… zwycięstwa. Trzeba tylko uświadomić sobie, że oprócz piłkarzy do walki stają także kibice. Ponieważ ci z Polski należą do europejskiej chuligańskiej czołówki, gdzie się nie pojawią, pojawienie się wraz z nimi problemów staje się bardzo prawdopodobne. Albo sami je stwarzają, albo miejscowi chuligani koniecznie próbujący się z nimi sprawdzić.

Dlatego dzień przed meczem Ligi Konferencji w Madrycie pomiędzy Rayo Vallecano i Lechem Poznań doszło do starć w dzielnicy Vallecas, niedaleko stadionu, na którym miał zostać rozegrany. Wspomniane starcie skrupulatnie odnotowano w internecie (za: Hooligans.cz Official):

„Walka uliczna, Bukaneros [nazwa ugrupowania ultrasów] (Rayo Vallecano ES) vs Lech Poznań PL, ~220x140, wygrywa Lech Poznań, Rayo ucieka”.

Czyli jednak zwycięstwo. I to mimo wyraźnej przewagi drugiej strony...

▬ ▬ ● ▬