Jesień trudnych pytań

Fot. Trafnie.eu

Padł kolejny mit o reprezentacji Polski. Tym razem o wspaniałej atmosferze. Chyba jednak niewielu zdaje sobie sprawę, co to w praktyce oznacza.

W mediach pojawiają się kolejne informacje kto kogo nie lubi w kadrze i dlaczego. O chłodnych pozaboiskowych stosunkach Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego od lat wiedzą nawet średnio zorientowani w futbolowych realiach. Zresztą kapitan reprezentacji nie jest w niej najlepszych kumplem także dla innych zawodników. Właściwie tylko o Sławomirze Peszko można powiedzieć, że pójdzie za nim w ogień.

Teraz mówi się i pisze coraz dosadniej o chłodnych relacjach Lewandowskiego z Kamilem Glikiem. Ten ostatni sam o tym kiedyś wspomniał, tylko trzeba było zrozumieć co chciał powiedzieć (a nie bardzo mógł otwarcie), zamiast analizować, co powiedział. Po meczu z Armenią wygranym 6:1 w październiku ubiegłego roku Glik stwierdził:

„Wszyscy pracujemy na Roberta Lewandowskiego, a on pracuje na nas”.

Zdanie niezwykle sensowne. Ale gdy przełoży się go na język bardziej przyziemny, można też odczytać tak - sam bez nas nie istniejesz, ale przynajmniej odpłacasz się zdobytymi bramkami.

Przed rokiem czy dwoma ktoś zasugerował w rozmowie z Glikiem, że pewnie Lewandowski znów wygra wszystkie polskie plebiscyty. Wtedy ten bez namysłu odparł (cytat z pamięci):

„No to ja zgłaszam sam siebie!”

To było kolejne przywołanie kapitana reprezentacji Polski do porządku, żeby sobie nie myślał, że na nim się świat kończy.

Przy okazji meczu z Kolumbią napisałem:

„Z ośrodka w Soczi dochodziły, choć bardziej nieoficjalnie, także informacje o nieporozumieniach w zespole. Jedni krzywo patrzą na drugich, a jeszcze inni na trenera, bo postawił ich ostawić na boczny tor po pierwszym meczu. To wszystko świadczyło niestety, że NIE MA JUŻ DRUŻYNY. A gdy nie ma, tylko naiwni mogą uwierzyć, że coś się jeszcze uda zrobić”.

Nauczyłem się tego po mistrzostwach w 2002 roku w Korei i Japonii. Polska jechała na finały nie mając drużyny. Miała piłkarzy, którzy już jej nie tworzyli. Bo sami piłkarze, nawet najwyższej klasy, to jeszcze nie drużyna.

Wszystko za sprawą zamieszania z (nie) powołaniem Tomka Iwana. Z drużyny zostały zgliszcza jeszcze przed inauguracyjnym meczem. Późniejsze wyniki były tylko tego konsekwencją.

Podobnie w Rosji. Nie dało się dłużej ukrywać różnych pęknięć w kadrze, oficjalnie przedstawianej jako monolit trzymany żelazną ręką panującego nad wszystkim trenera. A jak nad nią panował, już teraz wiemy.

Smutny wniosek jest taki, że REPREZENTACJA PRZESTAŁA ISTNIEĆ! Trzeba ją poskładać od nowa, o ile da się poskładać z tych piłkarzy, którzy są. Na razie są tylko potencjalni kadrowicze, choć nie za wielu. Czyli czeka nas jesień bardzo trudnych pytań i, przynajmniej na dzień dzisiejszy, jeszcze trudniejszych do przewidzenia odpowiedzi.

▬ ▬ ● ▬