Jeśli nie potrafisz wygrać...

Fot. Trafnie.eu

Po niedzielnych derbach Manchesteru w poniedziałek więcej mówiło się o tym, co działo się po meczu niż wcześniej na boisku. Czyli całkiem… prawidłowo.

Dlaczego prawidłowo? Bo takie było, jak myślę, założenie inicjatora całej akcji, Jose Mourinho. Jego Manchester United przegrał na własnym stadionie z Manchesterem City 1:2. To żadna sensacja, bo ostatnio w mieście rządzi jego błękitna część. A uwagi Portugalczyka, że rywale zdobyli dwie przypadkowe bramki trzeba uznać za oznakę totalnego braku argumentów i bezradności.

Opisowi boiskowych wydarzeń towarzyszyły ironiczne uwagi, że gospodarze zaparkowali przed swoją bramką autobus. Niby dziwna taktyka jak na drużynę z czuba tabeli grającą u siebie. Mourinho jednak za długo pracuje w piłkarskiej branży, by zachowywać się jak samobójca. Doskonale wie kto w Manchesterze ma teraz silniejszy zespół. Dlatego starał się ugrać ile się da bez względu na styl. Za wiele się nie dało, bo piłkarze Pepa Guardioli wypunktowali jego drużynę.

Co innego jednak świadomość jej rzeczywistych możliwości, a co innego pogodzenie się z porażką. Manchester United ma aż jedenaście punktów straty do rywala zza między. Jednak Mourinho to nie Antonio Conte, który po sobotniej porażce z West Hamem przyznał szczerze, że Chelsea straciła już szansę na obronę tytułu.

Mało kto jednak o tym w poniedziałek wspominał. Za to szeroko były komentowane wydarzenia z tunelu na Old Trafford po zakończeniu derbów, a opisane przez brukowiec „The Sun” (za: wp.pl):

„Gazeta powołując się na świadków donosi, że po meczu doszło do bójki w tunelu prowadzącym do szatni. W zajściu miało uczestniczyć aż 20 osób, a interweniować musiała ochrona oraz policja.

- Ludzie nie mogli uwierzyć w to, co widzieli. To się działo przez kilka sekund. Było mnóstwo krzyków i wrzasków. Wyglądało na to, że wszyscy stracili kontrolę nad sobą - powiedział gazecie anonimowy świadek. Jego zdaniem bójka źle zakończyła się dla Mikela Artety, asystenta Pepa Guardioli. Hiszpan miał bowiem wrócić do szatni zalany krwią”.

To jeszcze nie koniec:

„Piłkarze Manchesteru City mieli tak głośno świętować swój triumf nad lokalnym rywalem, że to rozwścieczyło Jose Mourinho. Portugalczyk miał wtargnąć do szatni gości i pokłócić się z Edersonem. »Okaż szacunek! Okaż szacunek!« - tak miał krzyczeć do Brazylijczyka”.

Nie wierzę w przypadek. Mourinho musiał jakoś odreagować porażkę. A przy okazji przykryć ją innymi wydarzeniami, co mu się zresztą świetnie udało. Przypomnę tylko, że gdy przed rokiem Chelsea zlała straszliwie jego drużynę na Stamford Bridge, też wszyscy dyskutowali nie o wyniku 0:4, ale o czymś innym.

Wtedy Portugalczyk szepnął tajemnicze zdanie do ucha Conte. Znalezienie odpowiedzi na pytanie - „co powiedział?” - stało się nagle tematem dnia. Angielskie media przeprowadziły śledztwo i wyszło, że Włoch za bardzo się cieszył po kolejnych bramkarz. Mourinho zrugał go więc „za brak szacunku” do menedżera przeciwnej drużyny, czyli do siebie.

Czyli tak naprawdę w niedzielę w Manchesterze nic szczególnego się nie wydarzyło. Może trochę inaczej rozłożone akcenty w scenariuszu, ale główny bohater ten sam, takie samo założenie rozwoju akcji i znów „szacunek”, a raczej jego brak, w tle.

Można wyciągnąć z tego przekorny wniosek – jeśli nie potrafisz wygrać, postaraj się przynajmniej zatrzeć fatalne wrażenie po bolesnej porażce.

▬ ▬ ● ▬