Jeszcze piłka nie zginęła!

Fot. Trafnie.eu

W niedzielę wszystkie restauracje i bary na starym mieście w Lyonie były oblężone przez kibiców. Jedni świętowali zwycięstwo, drudzy dobrze się bawili.

Francja w walce o ćwierćfinał mistrzostw Europy pokonała w Lyonie Irlandię 2:1. Dzień wcześniej jeden z Francuzów powiedział mi, że liczy na ciekawy mecz. Odpowiedziałem, że lepiej dla niego, by był nieciekawy, co będzie oznaczało, że Francja awansuje zgodnie z planem do następnej rundy.

A zrobiło się niezwykle ciekawie już w pierwszej minucie. Gospodarze przysnęli i podarowali gościom karnego, zamienionego przez nich na bramkę. Do tego jeszcze wrócę.

„Najgorsze co mogło się nam przytrafić, ale mieliśmy dużo czasu, by odrobić straty” - skomentował po meczu jeden z francuskich asów Dimitri Payet.

Brzmi logicznie, ale na boisku owe odrabianie strat nie wyglądało za dobrze. Zacząłem się poważnie zastanawiać co będzie, jeśli Irlandczycy dowiozą ten wynik do końca. Największa sensacja mistrzostw? Mało powiedziane. Wręcz pewna tendencja we współczesnej piłce, przynajmniej tej na poziomie reprezentacji. Idealnie wręcz wpasowująca się w trwający turniej. Z jednej strony pada mało bramek, z drugiej kilka zespołów, między innymi Irlandia, uzyskało niespodziewany awans do fazy pucharowej imprezy.

Spróbowałem więc sobie wszystko poukładać w logiczną całość. Nawet odgrzebałem idealnie nadające się do tego motto sprzed kilku dni - wypowiedź trenera reprezentacji Szwecji Erika Hamréna: 

„Pada coraz mniej bramek, bo drużyny są coraz lepiej zorganizowane, szczególnie w obronie. Dlatego coraz trudniej je zdobywać”.

Czyli wniosek nasuwał się prosty – niestety daje się zaobserwować coraz wyraźniejsze niekorzystne zmiany we współczesnej piłce, czego dowodzi awans do ćwierćfinału Irlandii, czyli drużyny specjalizującej się głównie w przeszkadzaniu rywalom w grze. No cóż, trudno, jest to przecież zgodne z przepisami. Takie widocznie nastały czasy.

Nie mogłem się jednak tak łatwo pogodzić ze świadomością, że w następnej rundzie zamiast kilku francuskich technicznych wirtuozów zobaczę kilku irlandzkich przecinaków. Na szczęście ci pierwsi wybawili mnie z kłopotu po przerwie strzelając dwie bramki. Czyli jeszcze piłka nie zginęła! Ciągle opłaca się ją dobrze kopać, a nie tylko kopać po nogach rywali.

Gospodarze będą grali dalej, co z pewnością zawsze wpływa korzystnie na atmosferę imprezy w kraju, w którym się odbywa. Dlatego na starym mieście Lyonie w niedzielny wieczór oblężone przez kibiców były wszystkie restauracje i bary. Francuzi świętowali zwycięstwo swoich asów. Irlandczycy świetnie się bawili, bo wyjście z grupy to dla nich i tak prawie zdobycie mistrzostwa Europy, więc czym mieli się martwić?

Na koniec zostawiłem sobie jednego artystę, dosłownie i w przenośni. Nazywa się Paul Pogba i uważany jest za jeden z największych talentów we współczesnym futbolu. Gdzieś przemknął mi przed oczami tytuł, że Pogba musi się wreszcie obudzić. Obejrzałem jego trzeci występ na tych mistrzostwach i raczej wolałbym, żeby zapadł w długi sen. A kiedy się obudzi, wreszcie wydoroślał.

Gdy na niego patrzę dochodzę do wniosku, że jest kandydatem na piłkarskiego geniusza z mentalnością beztroskiego juniora. Można mu podać piłkę, gdy ma rywala na plecach. Zawsze ją przyjmie. Potrafi zrobić fantastyczny zwód, balans ciałem, minąć w cyrkowy sposób trzech przeciwników, by po chwili beztrosko zagrać piłkę nie tam, gdzie trzeba.

Przypomina mi dzieciaka, który dalej gra dla frajdy z kumplami pod domem, tylko teraz płacą mu za to niewiarygodne pieniądze. To właśnie on narobił swojej drużynie kłopotu i sprokurował karnego na samym początku meczu. Ale już wolę oglądać nieobliczalnego Pogbę, niż Irlandczyków, choć darzę ten naród wielką sympatią.

▬ ▬ ● ▬