Już bez polskiego Fergusona

Fot. Trafnie.eu

Kibicowanie niektórym klubom staje się sportem z gatunku ekstremalnych. Od dłuższego czasu ćwiczą to niestety sympatycy Ruchu Chorzów.

Mówimy nie o jakimś tam polskim klubie, ale o jednym z najbardziej utytułowanych. Ruch jest prawdziwą ikoną, bez której trudno wyobrazić sobie Ekstraklasę. Jednak od wielu miesięcy życie nieustannie testuje możliwości wyobraźni. Na tyle solidnie, że występy zawodników chorzowskiej drużyny stają się tylko dodatkiem do całej reszty zdarzeń.

Wydawało się, że sytuacja Ruchu jest już beznadziejna. W trakcie sezonu odebrano mu cztery punkty z powodu nie regulowania zaległości finansowych względem wierzycieli. Doprecyzujmy – odebrano osiem, ale później cztery oddano. Czyli mogło być jeszcze gorzej...

Drużyna znajdująca się na dnie tabeli zaczęła wiosnę fatalnie, bo od porażki w pierwszym meczu u siebie z Cracovią. Już, już wydawało się, że będzie jak w wojsku – kapralu, proszę wyznaczyć ochotnika. W tym wypadku ochotnika, który jako ostatni zgasi światło. Apele trenera Waldemara Fornalika, by drużyny jeszcze nie skreślać, nie brzmiały zbyt przekonująco. Ale nagle jego piłkarze zaczęli wygrywać mecz za meczem. Ograli nawet Legię na Łazienkowskiej i to po bramkach szczególnej urody.

Ruch opuścił strefę spadkową. Niektórym w Chorzowie siłą rozpędu zaczął się nawet marzyć awans do grupy mistrzowskiej. Wydawało się, że wszystko, co najgorsze już za nim. Ale życie zarządziło kolejny test z wyobraźni. Na klub zaczęły spadać ciosy.

Seria dobrych wyników się skończyła. Piłkarze mieli już dosyć czekania na pensje, które nie spływały na konta. Postanowili więc zastrajkować. Klub liczył na wsparcie miasta. Prezydent Chorzowa Andrzej Kotala wsparcie obiecał, ale nie w takiej wysokości, jak szefowie Ruchu chcieliby otrzymać. Powiedział, że więcej niż trzy miliony nie da, bo nie ma.

Jednak to wszystko drobiazgi w porównaniu z rezygnacją Waldemara Fornalika. Między jego nazwiskiem i Ruchem stawiano przecież znak równości. Transparent kibiców z napisem „Waldek King” mówił wiele. Fornalik miał być w Chorzowie jak Alex Ferguson w Manchesterze United – trenerem na lata. Ale właśnie złożył rezygnację, tak ją uzasadniając:

„Niestety, wydarzenia ostatnich miesięcy - w tym szczególnie ostatnich dni - sprawiły, że nie czułem się już wyłącznie odpowiedzialny za osiągane wyniki. Jest to sytuacja, której nie mogłem zaakceptować”.

W przyszłym tygodniu PZPN zadecyduje, czy z winy klubu jeden z najlepszych piłkarzy Ruchu Patryk Lipski będzie mógł rozwiązać kontrakt. Jeśli rozwiąże, zaraz podobne wnioski złożą pewnie następni zawodnicy.

W sobotę Fornalik poprowadzi Ruch po raz ostatni w meczu z Lechem. Zastąpi go Krzysztof Warzycha, legenda chorzowskiego klubu. Tylko że zapracował na nią jako piłkarz. Jako trener dorobek ma skromniutki. W Polsce jeszcze nie prowadził żadnej drużyny, głównie w Grecji w niższych ligach. Czy to był rzeczywiście najlepszy kandydat na zwolnione stanowisko, czy taki, który w dramatycznej sytuacji bez marudzenia zgodził się je objąć w klubie, któremu sporo zawdzięcza?

▬ ▬ ● ▬