JW, JD i może nawet derby Liverpoolu

Fot. Trafnie.eu

Dla mnie sportową wiadomością dnia w środę była bez wątpienia ta o powrocie do sportu Józefa Wojciechowskiego! Choć znalazłem punkt wspólny z wielkim futbolem.

Miałem okazję przyglądać się z bliska radosnej twórczości pana Wojciechowskiego na Konwiktorskiej, gdy był właścicielem Polonii Warszawa. Przez kilka lat nie pozwolił się nikomu nudzić. Bywało śmiesznie, nawet bardzo. Skończyło się niestety tragicznie dla klubu, choć już nie za jego kadencji. 

Teraz firma Wojciechowskiego J.W. Construction będzie wspierać drużynę siatkówki AZS Politechnika Warszawska. Została jej sponsorem strategicznym. Od razu mam pytanie – czy trener AZS już wie, że zostanie zwolniony? Ja wiem, nie wiem tylko kiedy. Ale raczej szybciej, niż później.

Mecz siatkarski składa się co najmniej z trzech setów, czyli ma o jedną część więcej niż ten piłkarski. To daje Wojciechowskiemu większe pole do działania. Znany był przecież z tego, że lubił nawet w przerwie wpaść do szatni, by powiedzieć co myśli o zawodnikach i ich grze.

Od razu sprawdziłem miejsce drużyny AZS w tabeli – ósme, w środku stawki. Ma po 14 meczach 19 punktów i aż 18 straty do lidera - PGE Skry Bełchatów. Zastanawiam się, która informacja jest gorsza? Strata ogromna, nie do odrobienia. Na dodatek Skra to kawał drużyny. Nie tylko rządzi w polskiej lidze, ale jest jedną z najlepszych w Europie.

A przecież dewiza pana Józefa brzmi – drugi przegrywa. I pamiętam doskonale, że jak ktoś mu próbował wytłumaczyć, że trzeba chwilę poczekać na mistrzostwo Polski (piłkarskie) Polonii, podawał swój wiek dodając, że nie ma czasu czekać. Teraz lat ma jeszcze więcej, więc na logikę, ma jeszcze mniej czasu, by czekać na sukcesy. Oj, będzie się działo...

Teraz proponuję raptowną zmianę tematu, bowiem przez ostatnie dwa dni sporo się działo na boiskach w całej Europie w Lidze Mistrzów. Od razu notowałem sobie drużyny, które wywalczyły awans: Olympiacos Pireus, Liverpool, Zenit St. Petersburg, Anderlecht Bruksela, AS Roma, Ajax Amsterdam, Sporting Lizbona i Athletic Bilbao.

Jeśli komuś się wydaje, że wszystko pomyliłem, bardzo się myli. Wszystko zależy bowiem od punktu widzenia. Ja patrzę na rozgrywki z Polski, czyli kraju, w którego stolicy w maju odbędzie się finał Ligi Europejskiej. Odbędzie się na Stadionie Narodowym, gdzie pan Wojciechowski chciał grać z Polonią w Lidze Mistrzów. I śmiem twierdzić, że wcześniej czy później grałby na pewno, gdyby tylko potrafił słuchać tak, jak nie potrafił czekać.

Liga Europejska jest tą gorszą, ale jak się nie ma co się lubi, trzeba się cieszyć tym co się ma. A właśnie w niej zagra na wiosnę osiem drużyn, które zajęły trzecie miejsca w grupach w Lidze Mistrzów, czyli automatycznie zostały oddelegowane do rozgrywek pocieszenia. Wielce prawdopodobne, że kogoś z ósemki zobaczymy w maju w Warszawie. Największą markę ma Liverpool, ale w tej chwili tylko na papierze. Po tym co ostatnio wyczynia, zastanawiam się, czy przejdzie nawet kolejną rundę Ligi Europejskiej.

Warto by przeszedł, bo marzą mi się derby Liverpoolu w Warszawie, czyli finał Liverpool FC – Everton (już awansował do 1/16 rozgrywek z pierwszego miejsca w grupie w LE)! Równo dziesięć lat po słynnym finale w Stambule Liverpool zagrałby w kolejnym, którego ambasadorem jest Jerzy Dudek, bohater meczu z 2005 roku. To byłoby wydarzenie.

Wątpię, aby marzenie się spełniło, ale pomarzyć zawsze można. To na pewno bardziej ekscytujące niż pasjonowanie się ostatnią kolejka Ligi Mistrzów. Do fazy pucharowej awansowali ci, którzy awansować mieli. Nawet FC Basel w tym gronie nie jest żadną sensacją. Zafundował mu to jeszcze słabszy Liverpool. Teraz siedem rozstawionych drużyn przed losowaniem marzy, by w 1/8 finału trafić na Szwajcarów.

▬ ▬ ● ▬