Kandydat (nie)idealny?

Fot. Dawid Antecki, Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl

Ivan Djurdjević został oficjalnie przedstawiony jako nowy trener Śląska Wrocław. Był przed kilkoma laty bohaterem ciekawego wydarzenia.

Ciekawego przynajmniej dla mnie, bo gdy trafiłem na informację, że będzie pracował w Śląsku, od razu sobie przypomniałem inną konferencję, na której też go przedstawiano jako nowego trenera.

Djurdjević po podpisaniu kontraktu ze Śląskiem stwierdził:

„Dziękuję zarządowi i dyrektorowi sportowemu za zaufanie. W rozmowach, które przeprowadziliśmy, znaleźliśmy wspólny język. Chcielibyśmy przezwyciężyć ten trudny dla klubu moment i obudzić śpiącego giganta. Mój zespół musi być agresywny, szybki, sprytny i zawsze walczyć o zwycięstwo”.

Brzmi ładnie, obiecująco, a czy się spełni? To już zweryfikuje życie. W piłce weryfikacja bywa niezwykle brutalna o czym najlepiej przekonał się właśnie Serb od lat zarabiający na życie w Polsce, najpierw kopaniem piłki, potem trenerką.

Gdy był zawodnikiem Lecha Poznań, kibice go uwielbiali. Bo uwielbiają każdego, kto chce umierać na boisku za ich klub. Djurdjević zawsze chciał, bo taki ma charakter. Piłkarski walczak, który nigdy nikomu nie odpuszczał.

Nie był pierwszym lepszym najemnikiem, ale człowiekiem niezwykle poważnie traktującym swe obowiązki. Nie tylko nauczył się mówić po polsku, ale zabrał się za lekturę „Trylogii”, by dzięki temu lepiej poznać charakter i mentalność ludzi w kraju, w którym mieszka.

Jego zalety zauważyli nie tylko kibice, ponieważ był szykowany na trenera Lecha. I to przez kilka lat, pracując najpierw z rezerwami. Aż w maju 2018 roku doszło do konferencji prasowej, która tak utkwiła mi w pamięci. Klub postanowił rozstać się z Chorwatem Nenadem Bjelicą. Na jego następcę wybrano właśnie Djurdjevicia. Wtedy nastąpiło niezwykle „emocjonalne wystąpienie wiceprezesa Piotra Rutkowskiego, który przekonywał, że to idealny kandydat. Polityka wydawała się logiczna – władze klubu nie szukały przypadkowych trenerów, których agenci zasypywali ich ładnie wyglądającymi CV, ale ludzi z »DNA Lecha«”.

Niestety teoria, jak to często w piłce bywa, nie wytrzymała konfrontacji z rzeczywistością. Idealny kandydat został pogoniony już w listopadzie, czyli nie zdołał dotrwać nawet do połowy sezonu. Prezes Lecha Karol Klimczak przyznał później, że „zatrudnienie Djurdjevicia to był błąd…” Raczej przykra i bolesna konkluzja dla tych, którzy z takim zadęciem namaszczali go na trenera.

Serb znalazł pracę w Chrobrym Głogów, gdzie zatrudniono go od początku następnego sezonu. I na koniec niedawno zakończonego był dosłownie o włos od awansu do Ekstraklasy. Jego drużyna przegrała decydujący mecz barażowy z Koroną w Kielcach tracąc decydującą bramkę w dogrywce.

Zaangażowanie Djurdjevicia do Śląska dowodzi, że choć dla Lecha był za słaby, mimo że szykowano go do pracy kilka lat, dla szefów klubu z Wrocławia, jest w sam raz, by dźwignąć drużynę z dołka, a nawet potężnego doła. Ale dowodzi też niezbicie, że trenerzy pracują za krótko, że zwalnia się ich za byle co, ponieważ ich szefowie nie potrafią wytrzymać potężnego ciśnienia, któremu są poddawani, gdy drużyna przestaje wygrywać. Bo gdy dane jest im popracować dłużej, jak Djurdjeviciowi (trzy lata) w Głogowie, efekty są znakomicie widoczne.

▬ ▬ ● ▬