Kapitańska bramka

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski wygrała 3:1 z Finlandią w Chorzowie w eliminacjach do mistrzostw świata. Czy mogło być jeszcze lepiej? Oczywiście mogło, ale…

Nie można za bardzo wybrzydzać. Polska wygrała łatwo, nawet bardzo łatwo. Potrzebowała trochę czasu, by „napocząć” rywala. Potem poszło już górki – 2:0 do przerwy, a po niej dość szybko zdobyta kolejna bramka i przypomniał mi się mecz w Rotterdamie sprzed trzech dni. Na konferencji po nim selekcjoner Jan Urban tonował nastroje po swoim debiucie i stwierdził, że z Finlandią Polska wystąpi w takiej roli jak Holendrzy, czyli będzie musiała wygrać.

I gdy prowadziła 3:0 musiało nastąpić, świadomie czy podświadomie, rozprężenie. Bardzo korzystny wynik, po zmianach na boisku pojawili się nowi piłkarze, więc może w głowach pojawiło się też pytanie – co złego może nam się przytrafić?

A mogło, bo na boisku pojawił się też w drużynie gości Benjamin Källman znany z naprawdę niezłej gry w Ekstraklasie w barwach Cracovii. Spędził na nim niecałe ostatnie pół godziny. I dobrze, że tylko tyle, bo był zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem rywali. To właśnie on wykończył kontratak zdobywając gola dwie minuty przed końcem meczu. I zaczęła się niepotrzebna mała nerwówka, także przez cztery dodane minuty do drugiej połowy. Na szczęście bez dalszych konsekwencji.

Poza opisaną sytuacją Finowie oddali jeden strzał na bramkę Łukasza Skorupskiego, po którym piłka przeleciała obok słupka. Na więcej Polacy im nie pozwolili, wielokrotnie skutecznie przerywając akcje, asekurując się nawzajem. Dlatego szkoda tej straconej bramki, bo na koniec nieco popsuła naprawdę dobre wrażenia z meczu. Choć z drugiej strony może stanowić cenny materiał do analizy, jak uchronić się przed podobnymi wypadkami w przyszłości.

Dwa spotkania reprezentacji pod wodzą Urbana pozwalają na wyciągnięcie kilku wniosków. Prowadzenie z Finlandią dał jej Matty Cash. To za kadencji nowego selekcjonera… najskuteczniejszy zawodnik. Dwa występy, dwa gole. Poprzedni na piłkarza Aston Villi tak nie stawiał, nawet przez dość długi okres pomijając go w składzie.

Zdecydowanie przedwczesne okazały się sugestie, że niechybnie nadchodzi koniec Roberta Lewandowskiego. Miał udział przy obu pozostałych bramkach. Najpierw sam wykończył akcję, następnie nie pozwolił sobie odebrać piłki, kreując kolejną z Jakubem Kamińskim, który dobił ją po jego strzale obronionym przez fińskiego bramkarza.

Lewandowski sam zdobył gola po świetnym prostopadłym podaniu autorstwa Piotra Zielińskiego. Jeszcze kilka tygodni temu zastanawiałem się, czy mieli okazję ze sobą porozmawiać od czerwca, czyli afery z kapitańską opaską. Już wiem, że nie tylko rozmawiają, ale też świetnie się rozumieją na boisku i widziałem jak szczerze się wyściskali do strzeleniu bramki. To była swoista „kapitańska bramka”, autorstwa dwóch zawodników odgrywających kluczowe role we wspomnianej aferze.

I gdy sobie ją przypomniałem, patrząc na boiskowe wydarzenia w Chorzowie, zacząłem się zastanawiać, jak ze słabymi Finami można było przegrać w Helsinkach? Może przynajmniej były selekcjoner już wie?

▬ ▬ ● ▬