2025-05-22
Katastrofa i oddech
Tottenham Hotspur zdobył Puchar UEFA wygrywając pierwszy tegoroczny finał europejskich pucharów. Takie rozstrzygnięcie mnie naprawdę cieszy.
Najpierw wyjaśnienie dotyczące trofeum. Nie pomyliłem się, londyński klub właśnie takie zdobył, choć za udział w rozgrywkach o zupełnie innej nazwie. UEFA pozmieniała je przed laty, ale nie pozmieniała nazwy pucharów, które otrzymuje się za ich wygranie. I tak w środę na stadionie San Mamés w Bilbao odbył się finał Ligi Europy, będącej kontynuatorem Pucharu UEFA. I przyznawany puchar się nie zmienił. Za trium w poprzednich i obecnych rozgrywkach ciągle dostaje się ten sam!
Teraz wyjaśnienie, dlaczego ucieszyłem się z triumfu w nich Tottenhamu Hotspur. Odpowiedź jest prostsza, z reguły w finałach lepiej życzę tym potencjalnie słabszym, czyli drużynom (klubom) o teoretycznie mniejszym potencjale. Bo ta z Londynu taką właśnie była na tle swojego rywala – Manchesteru United. Wystarczy porównać dorobek. Manchester United zdobył niemal wszystkie najważniejsze trofea, w tym trzy razy najcenniejsze z nich - Puchar Mistrzów, a ostatni raz triumfował w międzynarodowych rozgrywkach w 2017 roku wygrywając Ligę Europy.
Tottenham Hotspur wygląda na tym tle skromnie, na liście sukcesów – Puchar Zdobywców Pucharów i dwa razy Puchar UEFA, ale wywalczone bardzo, bardzo dawno. Pierwszy w 1963 roku, dwa pozostałe w 1972 i 1984 roku. Ostatni raz grał w finale europejskich pucharów (Liga Mistrzów) w 2019 roku.
Z reguły lepiej życzę w takiej konfrontacji temu mniej utytułowanemu klubowi, zdając sobie sprawę jak ogromne znaczenie będzie miał potencjalny triumf dla jego kibiców. Nie tylko dla nich, ale wszystkich związanych z klubem, często czekających latami na kolejne trofeum. Przekonałem się o tym przed dwoma laty obserwując z bliska w Pradze prawdziwą erupcję radości w wykonaniu West Ham United po finale Ligi Konferencji. W 1965 roku wywalczyli Puchar Zdobywców Pucharów, czyli na następny europejski puchar czekali 58 lat!
W środę w Bilbao Tottenham Hotspur pokonał Manchester United 1:0. Zwycięską bramkę pod sam koniec pierwszej połowy zdobył Walijczyk Brennan Johnson, który z bliskiej odległości zdołał wcisnąć piłkę do siatki. Manchester United cisnął, cisnął, ale nie zdołał docisnąć rywala na tyle, by wyrównać i doprowadzić do dogrywki. A UEFA tak na swojej oficjalnej stronie podsumowała mecz:
„Nie było to przyjemne ani dla oka, ani dla nerwów, ale piłkarze [menedżera Tottenhamu Hotspur - Ange] Postecoglou pokazali charakter, determinację i odporność, aby wykonać zadanie pomimo nieustannej fali ataków. Pierwsze europejskie trofeum od 1984 roku. I oddech...”
Dla menedżera zwycięskiej drużyny na pewno. Może trochę odetchnąć, po sezonie, który w Premier League był dla jego drużyny wręcz katastrofalny. Na kolejkę przed końcem rozgrywek zajmuje ostatnie bezpieczne miejsce nad strefą spadkową, ale na szczęście już wcześniej zapewniła sobie utrzymanie w lidze. Teraz ze zdobytym pucharem w dorobku Postecoglou na pewno odreaguje. Bo ten puchar automatycznie gwarantuje Tottenhamowi Hotspur występ w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie!
Ruben Amorim takiego luksusu nie ma. Dla jego zespołu kończący się sezon to absolutna katastrofa. Gdy po dymisji Erika ten Haga zastępował w listopadzie ubiegłego roku tymczasowego menedżera Ruuda van Nistelrooya, z jego zatrudnieniem wiązano wielkie nadziej, a Manchester United zajmuje w tabeli Premier League tylko jedno miejsce wyżej od finałowego rywala z Bilbao. I w tym finale nastąpiła jeszcze kolejna katastrofa.
Na pocieszenie Amorimowi i wszystkim związanym z jego klubem można powiedzieć, że chyba gorzej być już nie może, więc od tego dna powinni się wreszcie odbić.
▬ ▬ ● ▬