Kibice wracają, ale...

Fot. Trafnie.eu

Ekstraklasa znów gra. Starannie przygotowano jej powrót po długiej przerwie. Tuż przed daniem głównym, na zaostrzenie apetytu, podano jeszcze przystawkę.

Zanim w piątkowy wieczór po długiej koronawirusowej przerwie znów rozgrywano ligowe mecze, przed południem poinformowano, że od 19 czerwca stadiony zostaną częściowo otwarte dla kibiców (za: pzpn.pl):

„Podczas piątkowej konferencji prasowej premiera Mateusza Morawieckiego, minister sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk oraz prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewa Bońka ogłoszono stopniowe znoszenie ograniczeń dotyczących zamknięcia stadionów dla publiczności. Już niedługo kibice wrócą na trybuny!

Jak poinformował premier, w porozumieniu z PZPN ustalono, że mecze PKO Ekstraklasy, Fortuna I ligi oraz II ligi od 19 czerwca będą mogły odbywać się w obecności kibiców nie większej niż 25 procent pojemności stadionów. – Państwo mocno wsparło piłkę nożną i sport. Dla mnie futbol to coś więcej niż rozrywka, to ogromna promocja dla Polski. Cieszę z wznowienia rozgrywek. To powrót do tej nowej normalności. Z jednej strony sportowej, ale także społecznej. Piłka nożna i sport są potrzebne nam wszystkim – powiedział na konferencji premier”.

Czyli już jest pięknie (wróciła liga), a będzie jeszcze piękniej (wrócą kibice). Jest się czym chwalić. Cieszę się, że trybuny nie będą już puste, ale daleki jestem jeszcze z tego powodu od euforii. Nie chcę wyjść na malkontenta i znów marudzić, że nie potrafię się zachwycać produktem piłkopodobnym, ale z drugiej strony, dlaczego miałbym kłamać?

W ogłoszony w piątkowe przedpołudnie komunikacie jest jedno niewinne słowo, które po wnikliwej analizie musi stłumić radość z powrotu kibiców na trybuny. To słowo „częściowo”. Bo stadion zapełniony w jednej czwartej, to tylko substytut tego, do czego kibice (i piłkarze!) wielu klubów są przyzwyczajeni.

Jest jak jest i na razie trzeba się z tym pogodzić, nie ma wyjścia. Może za jakiś czas będzie możliwość zapełnienia pięćdziesięciu procent trybun? Będzie i sto, tylko nie wiadomo kiedy. Choć ten substytut (jednej czwartej) normalności i tak został przez rządzących i piłką, i sportem przedstawiony jako niebywały sukces na tle innych krajów. Sprawdzimy wrażenia po 19 czerwca.

Na razie liga wróciła w tej najtrudniejszej do zaakceptowania formie, czyli jeszcze zupełnie bez kibiców. Remis 1:1 w pierwszym meczu we Wrocławiu Śląska z Rakowem Częstochowa chyba można przyjąć bez wielkich emocji. O tyle porażka Pogoni w Szczecinie z Zagłębiem Lubin 0:3 stanowiła, przynajmniej dla mnie, zaskoczenie. Przede wszystkim jej rozmiary. Nie był to jednak mecz jednostronny, jak mógłby wskazywać wynik. Pogoń w statystykach górowała nad Zagłębiem. Oprócz jednej, ale tej najważniejszej – celnych strzałów. Trener Kosta Runjaic ma nad czym myśleć...

Marcin Animucki prezes spółki Ekstraklasa SA, stwierdził (za: fakt.pl):

„Jesteśmy zdeterminowani, by zagrać sezon do końca. Gdybym miał stawiać pieniądze, czy się uda, byłaby to potężna kwota”.

Życzę, żeby się udało, ale lepiej niech nic nie stawia, bo tego ludziom pracujących w piłce zabrania regulamin dyscyplinarny UEFA i kodeks etyczny FIFA. Tylko jeden obywatel Włoch kiedyś stwierdził, że jemu wolno więcej.

▬ ▬ ● ▬