Wyrób piłkopodobny

Fot. Trafnie.eu

Na fali entuzjazmu z przewidywanym za moment wznowieniem sezonu, niemal wszystkim umknął z pola widzenia pewien drobiazg. Ale raczej na krótko.
 
Jedna myśl kołacze mi się po głowie od wielu tygodni. Aż w końcu dostałem mocny argument na potwierdzenie, że inni też zauważają problem (za: wp.pl):
 
„Ultrasi z całej Europy protestują przeciwko rozgrywaniu meczów piłki nożnej bez udziału kibiców. Spotkaniom za zamkniętymi drzwiami sprzeciwiają się między innymi fani z Włoch, Hiszpanii, Francji i Niemiec”.
 
Portal tuttomercatoweb.com opublikował przygotowany przez nich komunikat, w którym znalazł się fragment sugerujący, że piłka nożna stała się już bardziej biznesem niż sportem:
 
„Telewizja kontroluje kluby w systemie opartym wyłącznie na interesach biznesowych i osobistych. Jeżeli to się nie zmieni, to dojdzie do uśmiercenia piłki nożnej. Chcemy znów czerpać przyjemność z naszej pasji”.
 
Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Daje jednoznacznie do zrozumienia, że za chwilę dostaniemy coś, co nie będzie tym, na co naprawdę czekamy. Bo właśnie od wielu tygodni kołacze mi się po głowie myśl, że jeśli rozgrywki rzeczywiście wrócą, zamiast normalnej piłki otrzymamy wyrób piłkopodobny!
 
Jeśli na trybunach zabraknie kibiców, na stadionie zabraknie atmosfery prawdziwego meczu. Kilka takich miałem okazję oglądać na żywo. Może przez pierwsze pięć minut spektakl stanowi jeszcze swoistą atrakcję. Może… Bo zamiast reakcji trybun słychać każde słowo wypowiedziane na boisku i na ławkach rezerwowych. Ale zainteresowanie tą nowością mija błyskawicznie, a wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar. Oglądanie  „niemego” meczu staje się prawdziwą torturą.
 
Teraz jednak nikt tym faktem nie zawraca sobie głowy. Nieważne co będzie działo się na boisku. Nieważne co (nie) będzie działo się na trybunach. Ważne, by ktoś wyszedł na murawę i pokazała to telewizja. Bo z tego będą konkretne pieniądze, o co najbardziej w całym tym dokończeniu sezonu chodzi.
 
Przeczytałem program transmisji meczów niemieckiej Bundesligi w jednej ze stacji telewizyjnych na najbliższy weekend. Właściwie można je oglądać bez przerwy, bo będą pokazywane te z pierwszej i z drugiej ligi. Teoretycznie - prawdziwa uczta po okresie piłkarskiego głodu spowodowanego koronawirusem. Ale w praktyce może się okazać prawdziwą męczarnią.
 
No bo ile można oglądać mecze przypominające atmosferą przedsezonowe sparingi rozgrywane gdzieś na odludziu? Kto będzie w stanie wytrzymać pełną dawkę takiej Bundesligi? Czy po pewnym czasie nawet jakaś pierwsza lepsza opera mydlana na innym kanale nie okaże się atrakcyjną alternatywą?
 
Dlatego apel ultrasów wydaje mi się wyjątkowo sensowny. Zamiast podniecać się rywalizacją o mistrzostwo i utrzymanie w lidze, sensowniejsza wydaje się próba odpowiedzi na dwa pytania. Czy wyrób piłkopodobny jest rzeczywiście w stanie zastąpić prawdziwą piłkę przez wiele miesięcy? I jak długo można się nie znudzić tym, co zaproponują kibicom organizatorzy rozgrywek na spółkę z telewizją? To są pytania, które już za chwilę dopadną każdego, czy tego chce, czy nie.
▬ ▬ ● ▬