Kiełbachy w górę i...

Zmarł Janusz Wójcik. Był jedną z najbarwniejszych postaci polskiej piłki. I, trzeba to przyznać, zdecydowanie jedną z najbardziej kontrowersyjnych.

Odszedł w wieku sześćdziesięciu czterech lat. W ostatnich kilku miał już poważne problemy ze zdrowiem. Był typem narcyza, który misternie kreował własny obraz kogoś wyjątkowego wśród frajerów. Właśnie „frajerzy” pojawili się w tytule jego biografii.

Stanowiła pomnik wystawiony samemu sobie. Wójcik chwalił się zdobyciem srebrnego medalu olimpijskiego w Barcelonie. Nad skandalem korupcyjnym, w który był umoczony i w konsekwencji zdyskwalifikowany, specjalnie się w niej nie pochylił.

Pozostanie dla mnie niedościgłym wzorem autokreacji. To dzięki niej w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych kilku redaktorów zaczęło się upominać o nominację selekcjonerską dla niego: „Jak nie on, to kto”? Cel osiągnęli.

Byłem na towarzyskim meczu z Węgrami wygranym 1:0, gdy przed dwudziestoma laty debiutował w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Byłem i miesiąc później na kolejnym eliminacyjnym z Gruzją w Tbilisi przegranym 0:3. To był początek jego końca. Okazało się szybko, że nie jest mistrzem sztuki trenerskiej. Był za to mistrzem upominania się o swoje. Przeszedł przecież do historii jako autor słynnego powiedzenia:

„Kasa misiu, kasa...”

Dziś wolę go wspominać z lekkim przymrużeniem oka. Pomoże mi w tym Jerzy Dudek, który barwnie nakreślił sylwetkę byłego selekcjonera w swojej biografii „Uwierzyć w siebie. Do przerwy 0:3”. Oto pochodzący z niej pierwszy fragment dotyczący Wójcika. Wzorcowy wręcz przykład autokreacji:

„Z Wójcikiem trudno się było nudzić. We wrześniu 1999 roku, kilka dni przed meczem z Anglią, zupełnie nas zaskoczył:

- W niedzielę rano będzie dla was robota do zrobienia.

Ale Tomek Wałdoch od razu uprzedził, że większość chłopaków chciałaby iść do kościoła. Trener się trochę zafrasował.

- A na którą do tego kościoła? Bo Mercedes organizuje na lotnisku super pokaz. Będzie się można przejechać bolidem Formuły 1 albo wyścigowymi ciężarówkami. Testować wszystkie samochody, jakie tam będą. Impreza jest pod was robiona. Tylko trzeba pojechać, zareklamować trochę reprezentację, pokazać się w towarzystwie Mercedesa.
Tomek powiedział, że do kościoła chcielibyśmy iść na 10.00. „Wójt” zapytał, ile trwa msza. I ucieszył się, że tylko 45 minut.

- Jak o 11.00 będziecie z powrotem, wystarczy - wyjaśnił. - Wsiadamy do autobusu, jedziemy na lotnisko i tam wszystko na was czeka.

Zaczęliśmy przeżywać ten wyjazd jak małe dzieci. Miał przyjechać kierowca Formuły 1 David Coulthard. Już nie mogliśmy się doczekać niedzieli, żeby pojeździć prawdziwymi bolidami. Opanowało nas istne szaleństwo.

Gdy dojechaliśmy na ten pokaz, usłyszeliśmy ogłuszający huk wyścigowych ciężarówek. Trener od razu wmieszał się między VIP-ów. A chłopcy zaczęli się dopytywać, kiedy wreszcie zaczniemy jeździć. W końcu jeden z organizatorów wyjaśnił, że możemy sobie oglądać do woli wszystkie samochody, bo są pootwierane. „Gianni” trochę się zaniepokoił:

- Słuchaj, stary, nie przyjechaliśmy ich tu oglądać. Powiedz, kiedy będziemy jeździć?

Facet spojrzał na niego jak na wariata.

- A kto wam powiedział, że będziecie?

„Gianni” wyjaśnił, że trener. Ale usłyszał, że nie ma absolutnie takiej możliwości.
- Jak chcecie, zróbcie sobie zdjęcia z bolidem Formuły 1, pięknym McLarenem. Może ktoś z najważniejszych VIP-ów będzie się mógł przejechać. Na pewno nie wy.

Obiecał jednak, że spróbuje coś załatwić. Skonsultował się z jakimś dyrektorem i wrócił z dobrą nowiną.

- Panowie, załatwiłem przejażdżkę ciężarówką. Ale tylko dla jednej osoby z waszej grupy. Musicie kogoś wybrać.

Mieliśmy problem. Zaczęliśmy się zastanawiać, kto zostanie tym szczęśliwcem. Z kłopotów wybawił nas trener. Zapytał zdziwiony:

- Jak to, kto? Ja!!!

Ubrali go w kostium przeciwogniowy, nałożyli kask, rękawice, wsadzili do tej ciężarówki. Jeszcze nie widziałem, żeby tak szybko jeździła - pięć sekund do setki, robiło wrażenie na wszystkich. Po pięciu, sześciu okrążeniach zatrzymała się koło nas. Wysiadł trener, czerwony i przestraszony, z wielkim trudem ściągnęli mu kask. Głowa mu napuchła od tego ciśnienia w samochodzie. Zaczął opowiadać:

- Panowie, ale wrażenia, ale wrażenia! Raczej wam nie radzę…

Nie musiał radzić, bo na tym się nasza wycieczka skończyła. To był cały Wójcik. Mistrz autokreacji”.

I drugi fragment opisujący umiejętności motywacyjne trenera:

„Z okresu występów w kadrze Wójcika, choć za wiele się nie nagrałem, najlepiej zapamiętałem jego odprawy. Zawsze były żywe, niezwykle barwne, jak i sam trener uchodzący za mistrza mobilizacji. Czekałem na nie z niecierpliwością, tyle się od chłopaków nasłuchałem na ten temat. „Wójt” nie przebierał w słowach, żeby zmobilizować zespół na Hiszpanów.

- To piękni chłopcy, ładnie wyglądają, jak grają na gitarach, gdy świeci słońce. Niech sobie grają, ale nie dzisiaj i nie tutaj w Warszawie. Nam tu nikt, kurwa, nie będzie grał! Bo od grania my dzisiaj jesteśmy. Jedziemy z nimi od samego początku. Kurwa, kiełbachy w górę i do boju!”

I na koniec fragment o trenerze – psychologu:

„Z Anglikami zremisowaliśmy 0:0. Okazało się, że jako rezerwowy też mogę zdobyć mnóstwo cennych doświadczeń. A może nawet bezcennych, jak te wyniesione z szatni. Trener zwrócił się do Tomka Iwana:

- Słuchaj, jak się nazywa ten ich piękniś, ten piękniutki taki? Beckham, tak? On tam chodzi z jakąś piosenkarką. Z tą Victorią, chyba ze „Spice Girls”, tak? To już w tunelu mu siknij śliną, żeby wiedział, gdzie jest. Każdy z nich musi wiedzieć, gdzie jest!!! Mają być okrzyki do boju i koniec. Żeby mi się, kurwa, ktoś nie przestraszył! Angole to drwale, grać nie umieją. A jedyny chłopak, co ma jakieś pojęcie, to ten Beckham. Ty, Tomek, biegasz cały czas za nim i mu mówisz, że Victoria ci się podoba, że już nie raz ją miałeś, żeby go zdenerwować. Wiem, że on się, kurwa, denerwuje, jak coś takiego słyszy.

I „Ajwen” cały mecz za nim biegał i mówił, że on z jego Victorią cuda wyprawiał. A Beckham się tylko odwracał i pytał:

- Coś ty powiedział?

A Tomek:

- Tak, tak, cuda wyprawiałem.

Cały czas go denerwował. Tak, że w końcu Beckham, zamiast skupić się na bieganiu za piłką, zaczął ganiać za „Ajwenem”.

▬ ▬ ● ▬