2013-11-25
Kilku prawdziwych piłkarzy
W niedzielę odbył się w Pruszkowie halowy turniej. Wzięło w nim udział wiele dawnych gwiazd. W tak licznym gronie nie spotkali się już od lat.
Z czterech drużyn trzy obsadziła Reprezentacja Polski Fundacji Kibica. „Próbowaliśmy stworzyć taką już od 2005 roku” – przyznał Tomasz Koter, jej menedżer, były dyrektor reprezentacji za kadencji Jerzego Engela. „Ale gdzie nie poszedłem pytano – kogo reprezentujecie? Odpowiadałem zgodnie z prawdą - sami siebie. Jak to się teraz mówi – brakowało nam produktu. A przynajmniej jakiegoś szyldu. Gdy otrzymałem propozycję z Fundacji Kibica pomyślałem, że spotkaliśmy się w pół drogi”.
Fundacja Klub Kibica Reprezentacji Polski, w skrócie - Fundacji Kibica (nie mylić z niesławnym Klubem Kibica Reprezentacji Polski, który działał przy PZPN), za swój statutowy cel stawia budowanie pozytywnych relacji między uczestnikami rynku sportowego a kibicami. Działa od jakiegoś czasu i zdążyła nawiązać współpracę z większością związków sportowych. Co ciekawe, nie ma wśród nich PZPN, ale jest piłkarska reprezentacja złożona z dawnych gwiazd.
„Popieram każdy pomysł służący popularyzowaniu piłki” – stwierdził Maciej Szczęsny. „Dziś przyjechało tu z całej Polski kilku prawdziwych piłkarzy”.
Koter wyznał, że nie musiał nikogo specjalnie do tego namawiać. Oprócz Szczęsnego w Pruszkowie stawili się także, w kolejności alfabetycznej: Arkadiusz Bąk, Jacek Bąk, Bartosz Bosacki, Andrzej Juskowiak, Tomasz Kiełbowicz, Tomasz Kłos, Kamil Kosowski, Jacek Krzynówek, Radosław Majdan, Marcin Mięciel, Maciej Murawski, Tomasz Rząsa, Mirosław Szymkowiak, Piotr Świerczewski, Michał i Marcin Żewłakow, Maciej Żurawski…
Trzeba wymienić jeszcze Dariusza Jackiewicza i Tomasza Sokołowskiego, którzy grali w drużynie fundacji prowadzonej przez Edwarda Klejndinsta. I, mam nadzieję, przyszłą gwiazdę. Dla Rafała Leszczyńskiego życie nabrało niewiarygodnego przyspieszenia w ostatnich tygodniach. Najpierw powołanie do pierwszej reprezentacji, w niedzielę występ z byłymi reprezentantami.
„Tylko zastępowałem Jerzego Dudka, który nie mógł przyjechać” – odpowiedział skromnie. „Możliwość zagrania w takim towarzystwie to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Większość z Klubu Wybitnego Reprezentanta, więc ludzie spełnieni, a bardzo sympatyczni w kontaktach”.
Na boisku było tyle dawnych gwiazd, że w ich cieniu pozostawała nieco nawet modelka Natalia Siwiec, która pojawiła się na trybunach (jej mąż występował w drużynie Fundacji Kibica).
„Chcemy stworzyć takie reprezentacje w innych dyscyplinach” – zadeklarował prezes fundacji Bartosz Kwiatkowski. „Każda będzie grała na konkretne cele. Ta piłkarska dla dzieciaków z domów dziecka, bo uważamy, że trzeba dać każdemu równe szanse”.
To była myśl przewodnia turnieju w Pruszkowie.
„Dużo piłkarzy i fajna zabawa” – zauważył Piotr Świerczewski. „Wszystko pod patronatem fundacji, która zbiera pieniążki na szczytny cel, by dać równe szanse także tym, którzy nie mają normalnych domów i rodziców, tym skrzywdzonym przez los. Zaczynają od gry z nami, a niech skończą na pierwszej reprezentacji. Jeśli uda się jednemu, będziemy szczęśliwi”.
„One już są szczęśliwe, że mogą tu być” – powiedziała mama dwóch dziewczynek Martyny i Nikoli Regner. W pierwszych połowach meczów w każdej drużynie występowali chłopcy z domów dziecka i zawodniczki z drużyn młodzieżowych. Wśród nich właśnie siostry Regner z Uczniowskiego Klubu Sportowego Mazovia z Grodziska Mazowieckiego.
„Tyle meczów już grałam, że tremy nie było” – stwierdziła rezolutnie Nikola, która stworzyła listę swoich ulubieńców. „Najfajniejsi chyba Żewłakow i Majdan. No i Świerczewski”…
„To dopiero początek, pierwszy turniej, trybuny jeszcze nie były pełne” – przyznał prezes Kwiatkowski. „Idea jest szczytna. Chodzi nie tylko by grać, ale też wychowywać dzieciaki dzięki piłce. I pokazać, że można coś osiągnąć niezależnie z jakiego się pochodzi środowiska. Nikt nie przestaje być reprezentantem po ostatnim meczu w kadrze. Nim się jest zawsze i można cały czas przekazywać pewne wzorce. Chcemy to odpowiednio wykorzystać. Nie można naszej reprezentacji oczywiście porównywać do „Orłów Górskiego”, ale chciałbym się pochwalić, że to w pełni profesjonalna drużyna. Ma dwóch trenerów, Jerzego Engela i Andrzeja Zamilskiego, menedżera, swojego lekarza i masażystę”.
Ale przede wszystkim prawdziwych piłkarzy! Zobaczyć znów w jednej drużynie braci Żewłakowów – BEZCENNE.
„Faktycznie, nie graliśmy razem już od dawna” – potwierdził Michał. „Dobrze, że nadarzyła się okazja. A my mieliśmy dzięki temu trochę przyjemności. Miło znów spotkać się w takim składzie i w tak pożytecznym klimacie. Mogliśmy poobcować z dziećmi, przekonać się jakimi jesteśmy ludźmi, a im dać trochę radości. A przy okazji takich imprez zaszczepić bakcyla piłkarskiego u jakiegoś dziecka, które w przyszłości będzie przynosić nam dużo radości”.
Choć Żewłakow na parkiecie dobrze sobie radził, nie żałuje niedawnej decyzji o końcu kariery: „Świadomość wysłała już maila do rozumu, że nie ma się co dłużej męczyć”.
Po tym, co pokazywał Jacek Krzynówek, jego lewa noga bardzo przydałaby się jeszcze reprezentacji Adama Nawałki. Grając na sali miał wyjątkowo mało miejsca, by złożyć się do strzału. Ale gdy je tylko znalazł, bramkarz był bez szans.
Patrząc na rewelacyjne popisy Macieja Szczęsnego można go jeszcze śmiało polecać trenerom klubów ekstraklasy. Sprawność, gibkość, refleks na poziomie wcale nie gorszym od syna broniącego bramki Arsenalu! Aż dziwne, że Szczęsny senior obecnie nie jest zagospodarowany nawet w roli trenera bramkarzy w żadnym klubie.
Trzeba jeszcze pochwalić byłych reprezentantów za świetne sylwetki.
„Czasy się zmieniły, ruszają się, dbają o siebie” – zauważył Świerczewski. „Nie wiem czy regularnie trenują, ale może mają zajęcia w szkółkach piłkarskich. Nie ma takiego, który by wyglądał wyjątkowo ociężale”.
Bartosz Bosacki, ostatni zdobywca bramki dla reprezentacji Polski w finałach mistrzostw świata, sylwetkę ma wręcz wzorową. I nie miał wątpliwości, że nie zmarnował czasu przyjeżdżając do Pruszkowa:
„Brakuje niestety podobnych inicjatyw” - zauważył.
„W takim gronie widzieliśmy się pierwszy raz od wielu, wielu lat” – przyznał Koter. „Dobrze znam tych chłopaków. Gdy patrzyłem na nich jak siedzą przy obiedzie po zakończeniu turnieju, widziałem że są szczęśliwi, że mogli się spotkać. Czasami ktoś do kogoś zadzwoni, złoży życzenia na święta, ale to nie to samo. Ten smrodek szatni, te rozmowy, żarty, możliwość gry, tego wszystkim brakuje.”
Zabawa zabawą, ale…
„Moja drużyna wygrała” - stwierdził z szerokim uśmiechem Andrzej Juskowiak. „Może to nie najważniejsze, ale fajnie, że wygraliśmy, więc wrażenia pod każdym względem pozytywne”.
Zwrócił jeszcze uwagę na coś niezwykle istotnego:
„Chodziło nie tylko o to, żeby się spotkać i pograć z kolegami. Naszym zadaniem jest też popularyzacja piłki nożnej. Niektórym się wydaje, że piłka to samograj, że wszyscy się nią interesują, wszyscy w nią grają. Już tak nie jest. W Polsce coraz więcej ludzi interesuje się siatkówką i innymi dyscyplinami sportu. Trzeba być aktywnym. Pokazywać dobre przykłady! I ten turniej do tego się przyczynił”…
▬ ▬ ● ▬