Klasyczny hat-trick!

Fot. Trafnie.eu

Nie milkną echa niedzielnego meczu na szczycie Ekstraklasy. Szkoda, że prawie nikt nie mówi o grze w piłkę, tylko o czymś zupełnie innym.

Przypomnę, że w Poznaniu spotkały się drużyny Lecha i Lechii. Ta pierwsza wygrała 1:0, a wcześniej na wiosnę wszystkich lała w lidze i pucharze po 3:0. Jeśli jeden zawodnik strzeli trzy bramki, jego wyczyn określa się mianem hat-tricka. Niektórzy komentatorzy mówią wtedy na przykład:

„I do tego klasyczny, wszystkie gole w jednej połowie nie przedzielone żadnym innym trafieniem”.

Tym razem komentarz pasuje idealnie nie do żadnego piłkarza, ale do drużyny Lechii. Dostała trzy czerwone kartki w ciągu trzech kolejnych minut: Kuświk (76), Peszko (77), Milinković-Savić (78)! Nie przypominam sobie podobnego wyczynu w polskiej lidze, choć mogę się oczywiście mylić.

Chyba każdy przyzna, że wyczyn to rzadki. I tym trudniejszy do skopiowania, że ostatnia kartka została pokazana zawodnikowi, który siedział na ławie. Nie wiem w jakim języku i co krzyczał do Szymona Marciniaka serbski bramkarz Vanja Milinković-Savić, ale z pewnością jego słowa musiały być zrozumiałe dla polskiego sędziego.

Poprzednio podobny pusty przelot w kolorze czerwonym zaliczył na jesieni Bośniak Jasmin Burić, gdy Lech grał w Warszawie z Legią. Jako rezerwowy bramkarz wbiegł na murawę, by podyskutować ręcznie z Arkadiuszem Malarzem. A czerwoną kartkę też pokazał mu sędzia Marciniak.

Na tej podstawie można wyciągnąć co najmniej dwa wnioski. Jak gra Lech, jest szansa, że będzie dużo wrażeń, niekoniecznie czysto piłkarskich. I wniosek drugi – nie należy sadzać na ławie w Ekstraklasie bramkarzy z Bałkanów. No, chyba że ktoś liczy na coś ekstra, niekoniecznie czysto piłkarskiego.

Żeby spróbować zrozumieć wydarzenia z niedzielnego meczu trzeba koniecznie uściślić informacje o nim. Czerwone kartki były właściwie cztery. Ta pierwsza dotyczyła trenera Lecha, Chorwata Nenada Bjelicy. Gdy zakończyła się pierwsza połowa wszedł na boisko, bo nie podobało mu się zachowanie Peszki w stosunku do jego piłkarzy. No i się zaczęło…

W zbiegowisku na murawie zawodnicy nie dzielili się już na tych z Lecha i tych z Lechii, ale na rwących się do bitki i resztę, próbującą rozdzielać agresywne towarzystwo. Sędzia Marciniak wyrzucił na trybuny prowodyra, czyli Bjelicę. Wśród zawodników Lechii, którzy mieli największą ochotę, by złapać go za gardło, byli dwaj Serbowie - Miloš Krasić i wspomniany już Milinković-Savić.

Czyli można też wyciągnąć trzeci wniosek – nawet na polskiej ziemi bałkański temperament da o sobie zawsze znać, jeśli tylko pojawią się odpowiednie ku temu okoliczności.

▬ ▬ ● ▬