Klasyka!

Fot. Trafnie.eu

Artur Sobiech opowiedział ciekawe rzeczy o swoim byłym klubie. Jeśli ktoś twierdzi, że są szokujące, ma dość mgliste pojęcie o realiach polskiej piłki.
 
Sobiech dziś jest zawodnikiem drugoligowego tureckiego Karagumruk. Opowiedział o  transferze do tego klubu z Lechii Gdańsk (za: se.pl):
 
„Czegoś takiego nie przeżyłem w trakcie swojej kariery w Polsce i Niemczech. Proszę sobie wyobrazić, że Polak rozwiązywał kontrakt z polskim klubem w ...języku angielskim. Lechię reprezentował niejaki Zoran Rasic, człowiek który według strony transfermarkt jest agentem piłkarskim. Poziom i forma konwersacji z jego strony przekraczały granice przyzwoitości, z czymś takim nie miałem do czynienia jako profesjonalny piłkarz. Kiedy po 7 dniach osiągnęliśmy porozumienie i potrzebne było tylko wyrejestrowanie mnie z Pomorskiego ZPN i podpis prezesa Mandziary na dokumencie, to w odpowiedzi na taką prośbę dostałem od niego SMSa w języku niemieckim, którego zacytuję: ”Heute bin ich besetzt wie ein damenklo”(tłumaczenie: dzisiaj jestem zajęty jak damska ubikacja)”.
 
Sobiech zdradził też, że wcześniej mógł odejść do zupełnie innego klubu. Za ile? Oto szczegóły:
 
„Prezes powiedział, że ustali to z klubem, który będzie mną zainteresowany. Od pani Martyny Góral, odpowiedzialnej za organizację i administrację, usłyszałem, że przyszedłem do Lechii za 50 tys. euro i tyle wynosiło odstępne za mnie, co było nieprawdą. Do Lechii trafiłem za darmo, a kwota odstępnego obowiązywałaby tylko w przypadku zdobycia przez Lechię mistrzostwa Polski, do czego nie doszło. Gdy wyszło na jaw, że mam zgodę na odejście z Lechii, to dostałem dwie propozycje z czołowych klubów polskich, na co usłyszałem od prezesa, że nie będzie wzmacniał konkurencji w lidze. Gdzie tu logika?! Na Lechię byłem za słaby jak uważali prezes i trener, a tu słyszę, że mógłbym wzmocnić rywali. Od prezesa usłyszałem, że mogę odejść jedynie za granicę i to za jakieś pieniądze. Jedynym wyjątkiem była Viktoria Koeln, do której mogłem odejść za darmo, a jeszcze Lechia dopłacałaby do mojej pensji 8 tys. złotych”.
 
Gdyby ktoś był zdziwiony dlaczego „wyjątkiem była Viktoria Koeln”, Sobiech te wątpliwości szybko rozwiał:
 
„Prezes Mandziara powiedział, że ma prawa do tego klubu, a dokładnie, że częściowo do niego należy i wyciągnął go z szóstej ligi do trzeciej”.
 
Zszokowani wywiadem Sobiecha, mają raczej mgliste pojęcie o polskiej piłce. Mnie jego informacje wyostrzyły tylko obraz klubu, w którego działaniach nie mogłem się połapać już przed trzema laty:
 
„Jak w Gdańsku spinają budżet? Bo kolejny raz ściągają piłkarzy za niemałe, jak na polskie warunki pieniądze. Jak to się skończy?”
 
Sobiech mówi wprost, że pani będąca jedną z ważniejszych osób w klubie kłamie, a jego prezes załatwia prywatne interesy w innym, którego jest współwłaścicielem. To dość poważne zarzuty. Czy będą miały jakieś konsekwencje? No, bądźmy poważni…
 
Zapytałem znajomego dziennikarza deklarującego, że zna wypowiedzi Sobiecha, co o nich sądzi? Odpowiedział jednym słowem – patrz tytuł. 
▬ ▬ ● ▬