Kolejna piękna katastrofa?

Fot. trafnie.eu

Niemieckie media zachwycone. Bayern pewnie pokonał Juventus Turyn 2:0 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Czy to główny kandydat do wygrania rozgrywek?

Na derbach Warszawy spotkałem znajomego z Monachium. Przyjechał na święta do Polski, w której się urodził, ale mieszka już ponad dwadzieścia lat w Bawarii. I kibicuje Bayernowi, w którego drużynie juniorów nawet kiedyś grał. Gdy Polonia kończyła mecz z Legią, sprawdził rezultaty z Bundesligi. „Znasz wynik Bayernu” – zapytał? Właśnie prowadził 8:0 z HSV. Myślałem, że żartuje. Ale nie, skończyło się 9:2. Zamiast cieszyć się z niewiarygodnego pogromu, sam z siebie wyrzucił: „Ciągle nie mogę zapomnieć tego finału w maju”! Ja też nie. Jeszcze nigdy nie widziałem tak starannie zaplanowanej… żałoby.

Wszystko przygotowane do świętowania na swoim stadionie zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Sztuką było zremisować mecz już praktycznie wygrany, a później przegrać go w karnych. I przyglądać się jak piłkarze Chelsea wariują z radości z najcenniejszym pucharem. To był chyba jeszcze większy wyczyn niż porażka na Camp Nou z Manchesterem United w 1999 roku. Przyznać trzeba, że nikt tak pięknie nie przegrywał w finałach Ligi Mistrzów! To akurat wychodziło Bayernowi perfekcyjnie.

W ostatnią sobotę urządził sobie strzelaninę w Bundeslidze. Ma już taką przewagę (20 punktów), że w praktyce zapewniony tytuł mistrzowski. Pytanie tylko – kiedy będzie go świętował? Okazało się, że jeszcze nie w tej kolejce. Gdy piłkarze przyjechali na stadion w Monachium zobaczyli na monitorach transmisję meczu Borussii Dortmund, która wygrywała w Stuttgarcie. To oznaczało, że koronację trzeba będzie odłożyć. Bez żadnego ciśnienia, na kompletnym luzie Bayern rozstrzelał HSV. Na tym samym boisku, na którym w maju nie wytrzymał presji i nie dał rady Chelsea...

Chyba nikt nie ma wątpliwości jaką siłą dysponują obecnie Bawarczycy. I chyba nikt nie potrafi przewidzieć czy znów nie zafundują swoim kibicom kolejnej pięknej katastrofy. Piłka nożna to przede wszystkim gra głów. Jak się w nich za wcześnie „wygra” mecz, najlepsze nogi później nie pomogą, by to zmienić. Banał? Banał, ale dopóki nie odrobi się tej prostej lekcji na boisku, wcale nie taki oczywisty.  

Może dlatego trener Jupp Heynckes chwali na wyścigi rywali przed kolejnymi meczami Bayernu, żeby dodatkowo zmobilizować swoje gwiazdy? A po rozgromieniu HSV dyrektor sportowy Matthias Sammer stwierdził: „Ten mecz już się skończył. Musimy popracować nad rzutami rożnymi”. Właśnie po nich Bayern stracił dwie bramki.

Z Juventusem nie stracił żadnej. Strzelił za to już po dwudziestu paru sekundach. Później drugą, a mógł zdobyć jeszcze kolejne. Za tydzień może sobie zapewnić miejsce w półfinale Ligi Mistrzów, a wcześniej tytuł w Bundeslidze. Co później? Kolejnej pięknej katastrofy nie da się wykluczyć nigdy. Na szczęście. Dlatego tak ciężko się znudzić piłką.    

▬ ▬ ● ▬