Kolejny raz pytam...

Fot. Trafnie.eu

W mocno subiektywnym podsumowaniu kończącego się roku, tym razem o tych związanych z polską piłką, którzy odegrali w niej niechlubne role.

Grono „wyróżnionych” otwiera Lukas Podolski. Najsłynniejszy zawodnik w polskiej lidze zasłynął w niej w trwającym sezonie także zachowaniem, które usprawiedliwić trudno. W meczu jego Górnika Zabrze z Piastem Gliwice:

„Najpierw brutalnie wjechał od tyłu w nogę Damiana Kądziora, pokazując po chwili (nawet dwa razy) „gest Kozakiewicza”. Potem, po zdobytej przez swoją drużynę bramce, uderzył w klatkę piersiową Jakuba Czerwińskiego”.

To jeszcze… nic. Najgorsza była internetowa reakcja Podolskiego na krytyczne oceny jego zachowania. Zamiast słowa „przepraszam”, popisał się następującą refleksją:

„Dzięki takich wślizgom wygrywa się trofeum i gra się wielkich klubach”.

Żenada, to chyba najtrafniejsze określenie całokształtu wspomnianych popisów.

Warto jeszcze dodać, że za brutalne zagranie nie został w ogóle ukarany przez sędziego! Żółtą kartkę zobaczył dopiero po zaatakowaniu Czerwińskiego. W ten sposób przeszedłem do polskich sędziów, którzy zaliczyli wręcz koszmarny rok. Lista ich błędów i niezrozumiałych decyzji jest naprawdę długa. Tym trudniejsza do pojęcia, że przecież mogą się podeprzeć w wielu decyzjach VAR-em, a dużo sytuacji było wręcz ewidentnych i aż trudno zrozumieć dlaczego nie dla tych, którzy podejmowali związane z nimi decyzje.

Choćby w przypadku Podolskiego. W tym meczu za VAR odpowiadał najbardziej znany polski sędzia, czyli Szymon Marciniak. W związku z tym mam przekorną puentę dotyczącą całego środowiska. Po mistrzostwach świata w Katarze, na których Marciniak sędziował mecz finałowy i zebrał doskonałe recenzje, zyskał w ojczyźnie wręcz status celebryty. Z pewnością normalne to nie jest, bo czym mniej się o arbitrach mówi, tym dla nich lepiej. Dlatego ostatnie wydarzenia traktuję jako wyraz… kary za brak pokory dotyczący wykonywanej profesji.

I na koniec rodzime media, przynajmniej ta ich część zajmująca się piłką. Już kolejny rok pogoń za klikalnością w internecie jest tak straszna, że nikt nie zwraca uwagi na zdrowy rozsądek. Robert Lewandowski jest na przemian piłkarskim geniuszem i nieudacznikiem, wszystko zależy od ostatniego meczu. Jego klubowy kolega Wojciech Szczęsny miał był wręcz przyczyną buntu w szatni Barcelony spowodowanego faktem, że jeszcze w nowych barwach nie zadebiutował. Aż sam zabrał głos i stwierdził, że na miejscu trenera Hansiego Flicka też by siebie na boisko jeszcze nie wpuszczał! To tylko dwa przykłady z ostatnich tygodni. Nikt nie zadaje sobie trudu, by jakąś bzdurę sprostować, cokolwiek wyjaśnić. Bo wyobraźnia w tworzeniu bezrefleksyjnych teorii nie zna granic.

Nie znała też wcześniej, gdy rozpętano histerię, że reprezentacji Polski nie dało się oglądać na mistrzostwach świata w Katarze, bo grała za mało ofensywnie. No więc kolejny raz pytam, po listopadowej porażce ze Szkocją i spadku z Dywizji A Ligi Narodów – dlaczego jej teraz nie chwalicie? Przecież gra aż do bólu ofensywnie...

▬ ▬ ● ▬