Kraj, w którym biją…

Fot. Trafnie.eu

W niedzielny wieczór wydarzyło się coś, co przyćmiło wszystkie inne informacje związane z piłką w poniedziałek w rodzimych mediach. Niestety kolejny raz.

Nawet powtórka losowania par 1/8 finału Ligi Mistrzów, z powodu awarii systemu, wydawała się mało znaczącym wydarzeniem, choć nie przypominam sobie, by wcześniej do czegoś takiego doszło. Konkurencji nie wytrzymała także nominacja na trenera Legii Warszawa Aleksandara Vukovicia (!), gdy już oficjalnie potwierdzona została decyzja o rezygnacji Marka Gołębiewskiego.

Straciłem już rachubę, który raz z kolei obejmuje pierwszy zespół, tak jak nie potrafię zliczyć, który raz kibice w Polsce pobili swoich piłkarzy. A właśnie do takiego zdarzenia doszło w niedzielę wieczorem w ośrodku treningowym Legii. Właściwie w autokarze z piłkarzami wracającymi z przegranego meczu z Wisłą w Płocku.

Początkowo w mediach pojawiały się tylko niesprawdzone informacje na ten temat. Według nich pobitych miało zostać trzech zawodników: Mahir Emreli, Luquinhas i Rafa Lopes. W końcu pojawił się też oficjalny komunikat klubu informujący, że...:

„W drodze powrotnej po przegranym meczu 18. kolejki Ekstraklasy, doszło do incydentu z udziałem agresywnie zachowującej się grupy osób. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i podjętymi środkami ostrożności, autokar z piłkarzami wracał do ośrodka treningowego w eskorcie policji. Mimo tych zabezpieczeń doszło do chwilowego zatrzymania pojazdu, a następnie wejścia kilku osób do autokaru i przejawów agresji wobec piłkarzy. W wyniku interwencji policji grupa została niezwłocznie rozgoniona. Szczegóły zajścia weryfikowane są od wczoraj z policją, która wydała oficjalny komunikat w sprawie. Klub traktuje incydent z najwyższą powagą i dąży do jego pełnego wyjaśnienia. Jednocześnie z całą mocą potępiamy wszelkie formy agresji, na którą nie może być miejsca w sporcie niezależnie od poziomu emocji. Podkreślamy, że uważamy takie działania za nieakceptowalne i szkodliwe. Współpracujemy z policją w celu wyjaśnienia okoliczności tego zajścia i podjęcia kolejnych niezbędnych działań".

Dobrze, że incydent jest traktowany „z najwyższą powagą”, a klub „dąży do jego pełnego wyjaśnienia”, więc informuje jeszcze:

„Obecnie prowadzimy rozmowy z piłkarzami, po których wspólnie podejmiemy decyzje w kwestii dalszych formalnych kroków. Podjęliśmy także natychmiastowe decyzje mające na celu dodatkowe zwiększenie środków bezpieczeństwa w ramach i wokół klubowych obiektów. Naszym priorytetem jest pełne wyjaśnienie sprawy i zapewnienie wsparcia oraz poczucia bezpieczeństwa wszystkim zawodnikom i pracownikom Klubu”.

Bądźmy jednak realistami – to tylko komunikat. Trudno się było spodziewać, by przekazano go w innym tonie. Nie wierzę jednak, by coś się w tej sprawie zmieniło. Niestety żyjemy w kraju, w którym piłkarze są bici przez sympatyków swojego klubu, tylko dlatego, że przegrywają mecze. Jak zauważył na Twitterze Cezary Kucharski, były piłkarz Legii i reprezentacji Polski:

„7 miesięcy temu jechali odkrytym autobusem ze świętującymi mistrzostwo Polski piłkarzami Legii na Starówkę, wczoraj pobili tych piłkarzy. Patologia to mało powiedziane”.

Mało, ale nie wierzę, by się cokolwiek zmieniło w tym względzie, jeśli będzie się mówić więcej. Bo za chwilę może dojść do powtórki w innym mieście – Krakowie. Piłkarze miejscowej Wisły przegrali kolejny mecz i zajmują miejsce tuż nad strefą spadkową (za: se.pl):

„W trakcie spotkania z Zagłębiem Lubin piłkarze usłyszeli pod swoim adresem groźby. „Jak spadniemy, to was zaj****my” - krzyczeli pseudokibice. Nie zabrakło też „klasycznej przyśpiewki” - walczyć, biegać i się starać, a jak nie to wy******ć”.

Pewnie za chwilę znów przeczytam, że tak dalej być nie może, że trzeba z tym w końcu zrobić porządek, czyli skończyć z bandytyzmem w najczystszej formie. No to może trochę wyprzedzę wypadki i przypomnę co pisałem przed trzema laty przy okazji kolejnej zadymy na stadionie:

„Niestety prawie nikt nie próbuje przełożyć słów na przewidywalne konsekwencje. Bo co może w praktyce oznaczać pójście na wojnę z chuliganami? Przede wszystkim musi zadziałać nieuchronność kary. Jeśli rzeczywiście miałaby okazać się skuteczna, kluby powinny pójść na współpracę z policją bez żadnych warunków wstępnych. Ale nie pójdą, tak jak nie poszły dwa, pięć czy dziesięć lat temu.

Totalna wojna z chuliganami, żadnej pozorowanej wojenki wygrać się nie da, oznacza bowiem, że zaraz na trybunach zaczną się różne protesty, skończy się zupełnie lub czasowo doping. Nikt tak łatwo władzy na stadionie nie odda. A chuligański kodeks nie pozwoli przecież, by się grzecznie podporządkować i robić wszystko co ktoś z klubu rozkaże.

W tej walce potrzebna jest konsekwencja, ale ona kosztuje bardzo drogo. Czy klub wytrzyma presję i nie ustąpi, jeśli na trybunach kolejny sezon zamiast dwudziestu tysięcy będzie zasiadało pięć czy osiem, a doping będzie tylko w teorii?

To za dużo kosztuje. Dlatego nikt nie zdecyduje się na długą wojnę z chuliganami, a tylko taka gwarantuje sukces. Szefowie klubów zaczną przekonywać, że wcale nie jest tak źle, że warto się dogadać. Odtrąbiony zostanie sukces, aż do następnej zadymy. I jak nie na tym, to na innym stadionie chuligani znów dadzą pokaz siły. Nie wiadomo tylko kiedy, ale raczej szybciej niż później.

Dlatego nie wierzę, że coś się w najbliższych latach może zmienić. Nie zmieni się na pewno. A wszelkie dyskusje o walce ze stadionowymi chuliganami w mediach przypominają co najwyżej koncert życzeń, którego uczestnicy nie mają niestety wiele wspólnego z praktyką”.

Każdy trzeźwo myślący człowiek posiadający choć podstawową wiedzę na wspomniany temat powinien dojść do podobnych wniosków. Ciekawe tylko kiedy znów na zasadzie „kopiuj – wklej” będę mógł niestety posłużyć się tym samym fragmentem jako puentą do kolejnego tekstu?

▬ ▬ ● ▬