Kto bogatemu zabroni?

Fot. Trafnie.eu

Skończyło się szaleństwo ostatniego dnia sprzedawania i kupowania piłkarzy. Zaczęło następne, związane z różnymi podsumowaniami na ten temat.

Robienie klasyfikacji najlepszych transferów chwilę po zamknięciu okna transferowego jest bez sensu. Ale wiadomo, że nikt nie będzie czekał co najmniej kilka miesięcy, by się przekonać, czy dany zakup był trafiony, czy też nie. Internet żąda tematów tu i teraz. A konkurencja nie śpi, więc trwa wyścig w ślepej uliczce.

Dlatego się dowiedziałem, że David Luiz był właśnie jednym z najlepszych letnich transferów. Bardzo go lubię, bo jest przesympatycznym człowiekiem, o czym przekonałem się podczas mistrzostw świata w Brazylii. Był wtedy dla mnie królem strefy udzielania wywiadów. Wyluzowany, naturalny do bólu, nikomu nie odmówił wypowiedzi, gdy tylko mógł jej udzielić. Od tamtej pory zawsze ma u mnie fory.

Jest jedno „ale”. Uwaga dotyczy wszystkiego związanego z Davidem poza boiskiem. Niestety nie potrafię się już tak zachwycać jego wyczynami na murawie. Nie jest zawodnikiem z moich snów. Dlatego specjalnie się nie zdziwiłem, gdy przed dwoma laty Jose Mourinho pozbył się go z Chelsea. Zasłużył tym na tytuł transferowego mistrza świata sprzedając Brazylijczyka do PSG za 50 (słownie: pięćdziesiąt!) milionów funtów.

Teraz, już bez Mourinho, Chelsea odkupiła go za 32 miliony. I tak uważam, że przepłaciła, choć mniej niż wcześniej Francuzi. Nie przeszkadza mi to jednak życzyć sympatycznemu Davidowi powodzenia w Premier League. A może mnie zaskoczy i okaże się obrońcą nie do przejścia?

Dalej jednak nie rozumiem, dlaczego kluby płaciły w ostatnim oknie transferowych ogromne pieniądze, zdecydowanie więcej niż warci są zawodnicy (Pogba, Higuain, Milik), na których je wydawali? Rozmawiałem na ten temat z kilkoma kolegami, dziennikarzami nie tylko z Polski. Nikt nie potrafił dać logicznej odpowiedzi. Musiałem więc znaleźć ją sam. Może niezbyt mądrą, ale lepszą niż żadną – PATRZ TYTUŁ.

Drugi gorący jeszcze transferowy temat, to nieudany odlot Kamila Grosickiego do Burnley. Nieudany w przenośni, bo prawdziwy lot był wręcz komfortowy, o czym polski zawodnik nie omieszkał się pochwalić na Instagramie stosowną fotką na tle samolotu tuż przed startem. Poleciał ze zgrupowania kadry w Warszawie do Anglii by dograć szczegóły kontraktu. Poleciał i wrócił, tylko bez kontraktu.

To powinna być dla niego nauczka, dość bolesna zresztą. O pewnych rzeczach lepiej mówić, gdy są już przyklepane. W przeciwnym razie kac jest podwójny. I słuchając teraz wypowiedzi załamanego Grosickiego trudno odnieść inne wrażenie. A niestety przy okazji można jeszcze dostać bolesnego klapsa. Zbigniew Boniek zadrwił sobie z Grosickiego takim wpisem na Twitterze:

„Ale kto za ten samolot zapłaci, mam nadzieje ze nie PZPN?, gramy dalej”

Pewnie, że gramy. Tylko pewny nie jestem, czy pan prezes miał na myśli wyłącznie samolot do Anglii, czy także te latające z Warszawy do Rzymu i z powrotem?

▬ ▬ ● ▬