Kto był sfrustrowany i dlaczego?

W Poznaniu odbył się polski klasyk. Tak nazywany jest mecz Legii z Lechem. A odbył akurat po światowym klasyku, czyli Gran Derbi rozegranym w Madrycie.

Chodzi oczywiście o rywalizację Realu z Barceloną, którą pasjonuje się cały świat. Tym razem były to Gran Derbi piłkopodobne. Przy pustych trybunach, do tego na maleńkim stadioniku w Ciudad Real Madrid, ośrodku treningowym w dzielnicy Valdebebas, trudno się zachwycać meczem, nawet jak emocje w nim były do (dosłownie!) ostatniej sekundy, gdy piłka po strzale jednego z zawodników Barcelony trafiła w poprzeczkę. Dlatego wyrównująca bramka nie padła i dlatego Real wygrał 2:1.

Choć emocje zaczęły się właśnie od tej akcji, czy raczej kończącego mecz gwizdka sędziego, który zabrzmiał chwilę później. Bo jedną z tradycji Gran Derbi są różne pyskówki po zakończeniu boiskowych zmagań. Nie inaczej było i tym razem (za: onet.pl):

„Największe emocje wzbudziła - szczególnie wśród graczy i sztabu szkoleniowego Barcelony - praca arbitra Jesusa Gila Manzano. Sędzia nie dopatrzył się faulu przy starciu Martina Braithwaite z Ferlandem Mendy'm w końcówce spotkania, a do regulaminowego czasu gry doliczył zaledwie cztery minuty. Rzeczywiście wydawało się to dziwne, bowiem podczas drugiej połowy arbiter miał kłopoty z systemem łączności, przerywając mecz na dłuższą chwilę.

Po spotkaniu wściekli na decyzję rozjemcy byli szczególnie Ronald Koeman i nieobecny w składzie Gerard Pique, który po ostatnim gwizdku wszedł na murawę. Mijający go Luka Modrić pozwolił sobie na uszczypliwość.

- Czekasz, żeby się poskarżyć co? - spytał rywala.

- Chłopie, cztery minuty - odpowiedział mu Hiszpan.

- A ile byś chciał? - skwitował Chorwat, cofając rękę od wyraźnie oburzonego Pique”.

Czyli właściwie norma. Po Gran Derbi ktoś musi na coś narzekać. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.

A następnego dnia mieliśmy polskie Gran Derbi, czyli rywalizację Lecha z Legią. To aktualni mistrzowie i wicemistrzowie Polski. Broniąca tytułu drużyna z Warszawy jest na ostatniej prostej w drodze po zdobycie kolejnego. Zespół z Poznania jest na ostatniej prostej sezonu wybitnie frustrującego jego kibiców.

Niedzielny mecz sfrustrował jednak najbardziej kibiców postronnych, którzy zasiedli przed telewizorami z nadzieją obejrzenia czegoś ciekawego. Czy był to „ciężkostrawny klasyk”, jak nazwano mecz w jednym w tytułów, który znalazłem w internecie? Z całą pewnością dla tych, którzy oczekiwali zbyt wiele.

Ja takich oczekiwań nie miałem, więc nie miałem też problemów z przetrawieniem dania, które zaserwowali nam piłkarze obu drużyn. I ich trenerzy też, bo szczególnie w pierwszej połowie obserwowaliśmy głównie taktyczne gierki. Trudno było się doczekać nawet na sytuację kandydującą na okazję do zdobycia bramki. Może w drugiej połowie trochę się pod tym względem poprawiło, ale naprawdę tylko nieznacznie. Dlatego bezbramkowy remis wydaje się logicznym odzwierciedleniem boiskowych wydarzeń w niedzielne popołudnie w Poznaniu. Tak samo jak wypowiedź obrońcy Lecha Tymoteusza Puchacza logiczną oceną mało ciekawego widowiska (za: lechpoznan.pl):

„To był taktyczny mecz, wyszliśmy na Legię ustawieniem, jakim oni sami grają, zagraliśmy na nich jeden na jednego i dla kibiców pewnie nie było to najlepsze spotkanie do oglądania, bo poziom piłkarski nie był jakiś bardzo wysoki, za to było dużo walki, dużo wyścigów, dużo pojedynków i niekoniecznie były one efektownie, bo wiele z nich wygrywali obrońcy. Myślę więc, że bezbramkowy remis był wynikiem sprawiedliwym dla obu stron”.

I chyba na tym można zakończyć. Dłuższe rozwodzenie się nad polskim klasykiem, byłoby klasycznym przegięciem...

▬ ▬ ● ▬